Aż wstyd mi się przyznać, ale za każdym razem, gdy widzę George’a Friedricha coś mnie łapie za gardło i ściska tak mocno, że nie mogę wydobyć z siebie głosu. Dobrze wiem, co to jest! To najbardziej szczera i dość dobrze oswojona zazdrość!

Nie, żebym miał jakieś kompleksy związane z muzyką, co to to nie. Doceniałem Händla i za jego życia i po jego śmierci, a któryś z moich biografów zapisał moje słowa, że był on dla mnie „panem nas wszystkich, największym kompozytorem, jaki kiedykolwiek żył. Odsłaniałem głowę i klęczałem przed jego grobem”.

Nigdy nie cofnąłem tych słów, choć bliższe zapoznanie się z twórczością Bacha zmieniło moją hierarchię najwybitniejszych kompozytorów i szczerze to kiedyś Georgowi powiedziałem, na co on zareagował ze zrozumieniem, cytując swojego rówieśnika mówiącego, że „Händel jest jedyną osobą, którą chciałbym być, gdybym nie był Bachem”. Ja powiedziałbym podobnie…

Myślę, że nie tylko ja zazdrościłem Händlowi. Jego rówieśnicy Bach i Scarlatti może nie dawali temu spektakularnego wyrazu, ale niejeden raz wszystkim nam psuła humor wyczuwana na odległość mieszanka podziwu i zazdrości.

Nikt tak jak Händel nie potrafił robić interesów. Ten to miał smykałkę do biznesu jeszcze większą niż do muzyki. Gdziekolwiek się nie pojawił, wychodził bogatszy i z nowymi kontaktami na przyszłość. Podobno pozostawił po sobie majątek wart 20 000 funtów. Żaden ze znanych mi kompozytorów nie dorobił się takich pieniędzy za moich czasów ani nigdy wcześniej. Wyjątkiem może był tylko Palestrina, ale on odziedziczył majątek po pierwszym mężu swojej żony…

Po przybyciu do Londynu Händel nie osiadł na laurach, lecz uczynił ze stolicy Albionu swoją bazę wypadową do podboju całej kontynentalnej Europy. Zarobione na koncertach pieniądze inwestował w emitowane akcje i w szeroką paletę przedsięwzięć czysto biznesowych.

Z takim podejściem do zarabiania i powiększania majątku Händel nie mógł pozostać obojętnym wobec szerzącej się wówczas plagi piractwa wydawniczego.

Gdy w latach 1717-18 skomponował dla hrabiego Carnarvona siedem genialnych suit klawesynowych, to stały się one tak popularne w całej Europie, że zanim Händel zdążył je opracować edytorsko i wydać własnym sumptem, ukazały się one w Amsterdamie w pirackim wydaniu, a następnie kilka kolejnych nielegalnych kopii wydano we Francji, w Niemczech, we Włoszech i w innych krajach.

Co zrobił Händel?

Publicznie ogłosił, że pirackie wydania zawierają liczne błędy i nie są kompletne, po czym uzupełnił cykl o ósmą suitę i wydał w Londynie własne wydanie poprawione i uzupełnione. We wstępie do wydania ogłosił, że „jeśli spotka się z przychylnym przyjęciem, będzie publikował nadal i więcej, uważając za swój obowiązek, wraz ze swoim małym talentem, służyć Narodowi, od którego otrzymał tak hojną ochronę”.

W ten sposób założył swoje wydawnictwo i oprócz zarabiania na komponowaniu, wykonywaniu i dyrygowaniu muzyką przejął również dochody z jej wydawania i dystrybucji.

Czy ja bym tak umiał? Bezsensownie retoryczne to pytanie…

INSPIRACJA WPISU: