Tego należało się spodziewać, choć i tak nastąpiło później, niż oczekiwałem. Pojawiły się pierwsze pretensje muzyków pominiętych w kronice lub takich, którzy chcieliby w niej większej prezentacji swoich dzieł. Dzisiaj zszokował mnie Tartini, który z samego faktu, że skomponował 130 koncertów skrzypcowych i ponad 170 sonat na skrzypce solo lub z towarzyszeniem basso continuo, uzurpował sobie prawo do „rezerwacji” kolejnego miejsca w mojej Muzotece Melomana.

Grzecznie, i jak na mnie wyjątkowo spokojnie, wyjaśniłem Tartiniemu, że jeżeli pojawią się nowe wyjątkowe nagrania jego koncertów, lub jeśli starsze zostaną kiedyś udostępnione w Spotify, lub jeśli znudzę się Spotify i poszerzę listę używanych serwisów streamingowych o np. Qobuz, Primephonic czy Amazon Unlimited, to bardzo prawdopodobne jest, że po zamknięciu chronologii danego okresu historii muzyki powrócę do kompozytorów i dzieł dzisiaj pominiętych.

Tartini nie za bardzo był zadowolony z takiego wyjaśnienia i próbował mi podsuwać preferowane przez siebie wykonania, ale ja tak byłem poirytowany jego nachalnością, że nie zwracałem już na to zbytniej uwagi. Powiedziałem mu tylko:

– Drogi Giuseppe, tutaj się nam nie śpieszy, tu mamy mnóstwo czasu…

Później demonstracyjnie wyciągnąłem ze stojaczka stosik płyt z kwintetami Boccheriniego… Tartini, z trudem opanowując wściekłość, odwrócił się i wyszedł bez pożegnania. Zapamiętam…!

Po chwili naszła mnie jednak refleksja, że coś jest na rzeczy. Od wczoraj słuchałem kwintetów Luigiego i one naprawdę wcale nie są ciekawsze niż solowe skrzypcowe sonaty Tartiniego. Rzeczywiście muszę do nich kiedyś wrócić. Dzisiaj chciałem jednak przypomnieć sobie samemu ten wspaniały słodki menuet Boccheriniego z jednego z jego kwintetów. Nie wyobrażam sobie kroniki bez wspomnienia o nim.

Tartini nie może mieć zresztą pretensji. Zrobiłem z nim tak samo. W pierwszej kolejności wyeksponowałem jego najsłynniejszą sonatę z diabelskim trylem, a później zobaczymy…

A wracając do Boccheriniego… Luigi od piątego roku życia uczył się gry na wiolonczeli i miało to ogromny wpływ na jego przyszłą twórczość. Zatrudniony przez brata hiszpańskiego króla Karola III Boccherini zaczął komponować dla altowiolisty Francisco Fonta i jego trzech synów, którzy także byli w służbie Infante Don Luisa de Borbona i tworzyli klasyczny kwartet smyczkowy.

Boccherini, chcąc umożliwić również sobie występy na hiszpańskim dworze, wpadł na pomysł dodania do kwartetu drugiej wiolonczeli, specjalnie dla siebie. Ta całkowicie nowatorska idea okazała się na tyle udana, że Luigi stworzył takich kwintetów wiolonczelowych aż 113.

Ten Toskańczyk z urodzenia zakochał się w Hiszpanii i spędził tam połowę swojego życia, co przełożyło się również na jego muzykę. Odseparowany od ówczesnych centrów kultury coraz bardziej oddala się od muzyki klasycyzmu i coraz mocniej przesiąka muzyką hiszpańską. Jednymi z jego najsłynniejszych utworów stały się pochodzące z „hiszpańskich” kwintetów Fandango oraz Nocna muzyka na ulicach Madrytu uwieczniona w filmie Woody’ego Allena (Meet the man of your dreams).

Nigdy nie tęsknił za Włochami, ale swoją sławą sprawił, że to Włochy zatęskniły za nim. W 1927 roku dyktator Benito Mussolini doprowadził do przeniesienia szczątków Boccheriniego do rodzinnej miejscowości w Toskanii. Do dziś Luigi nie może tego zrozumieć i zaakceptować…

Pobyt w ciepłym klimacie Hiszpanii i w luksusie hiszpańskiego dworu sprawiły, że choć Boccherini rozkwitał w czasach Haydna, Mozarta i włoskiego klasycyzmu, to jednak na tyle „osłodził” muzykę swoich czasów, że dziś uznaje się go za prekursora romantyzmu. Jeśli nawet porównywano go z Haydnem, który był mistrzem kwartetów smyczkowych, to żartobliwie określano Boccheriniego słodką „żoną Haydna” i nie było w tym określeniu żadnych seksualnych konotacji.

Boccherini marzył o sławie Haydna, ale chciał ją osiągnąć innymi środkami — tworząc muzykę elegancką, delikatną i ciepłą. Dawał temu niejednokrotnie wyraz w zapiskach, sugerując bardzo słodki (dolcissimo) sposób wykonywania swoich dzieł.

W tej sytuacji absolutnie nie może nikogo dziwić, że najsłynniejszy menuet Boccheriniego z jednego z pierwszych kwintetów (op.11, nr 5) stał się podkładem muzycznym telewizyjnej reklamy miodu…

INSPIRACJA WPISU: