Złość Schumanna po upublicznieniu jego wpadki z wykryciem włoskich tematów w „Szkockiej” Mendelssohna przelała się na szczęście nie na mnie, lecz na Felixa. Jako skromny kronikarz zostałem oszczędzony…

Mam nadzieję, że Robert i Felix prędzej czy później wyjaśnią sobie wszystko i ich przyjaźń przetrwa kolejne wieki. Schumann wiele przecież Mendelssohnowi zawdzięcza i myślę, że wciąż o tym pamięta.

Patrzyłem na nich wrzeszczących na siebie i po raz pierwszy zrozumiałem, że mogą mieć rację ci, którzy mówili w prywatnych rozmowach, że wydelikacony Mendelssohn od czasu do czasu pokazuje oblicze istnego furiata. Co do Schumanna nikt nie miał złudzeń…

Czy to naprawdę była przyjaźń i czy aby na pewno Felix chciał być blisko Roberta, a nie Clary?

Od czasu, gdy Mendelssohn został dyrektorem lipskiego Gewandhausu, intensywnie promował młodziutką pianistkę, oferując jej liczne koncerty i recitale, przed którymi osobiście uczestniczył w częstych próbach. Clara była zachwycona dżentelmeńskim Felixem i nie była jeszcze mężatką. Również Felix nie był jeszcze wówczas żonaty… Imponowali sobie wzajemnie.

Szukając Clary, Mendelssohn nieustannie trafiał na Roberta i pomimo tego, że dzieliło ich prawie wszystko poza miłością do Bacha, Goethego, Szekspira i do mnie, stali się prawie nierozłączni. Codzienne wspólne posiłki kończyły się tym, że Schumann wieńczył dzień w knajpach i burdelach, a wysoko urodzony Mendelssohn ćwiczył z Clarą na cztery ręce przed kolejnymi występami w Gewandhausie.

Ślub Felixa z Cécile Jeanrenaud zmienił charakter kontaktów z Clarą, ale wcale ich nie zakończył. Wykorzystując swoje znajomości i utrwaloną w Europie pozycję, Mendelssohn ułatwiał Clarze karierę, a po jej ślubie z Robertem obie rodziny zaprzyjaźniły się na tyle, że Felix został ojcem chrzestnym pierwszej córki Schumannów Marii.

Już to pierwsze z ośmiorga urodzonych dzieci mocno utrudniło Clarze kontynuowanie kariery, ale z pomocą przyszedł jej wtedy przyjacielski Felix, który polecił ją jako wybitną solistkę fortepianu, co zaowocowało koncertowym tournée po północnych Niemczech.

W tych czasach kobiety nie mogły podróżować samotnie, więc Robert musiał jechać z żoną nie jako kompozytor, lecz jako osoba towarzysząca. Sukces Clary i dyskretne wsparcie Felixa zaowocowały kolejnym zaproszeniem, tym razem na miesięczny pobyt w Kopenhadze. Dla Roberta było to już zbyt wiele…

W stanie głębokiej depresji wywołanej byciem jedynie „mężem Clary” Schumann wrócił samotnie do Lipska, zaopatrzył się w znaczny zapas różnorodnych napitków, a jego stan psychiczny jeszcze się pogorszył, gdy dotarły do niego plotki rozgłaszane przez ojca Clary o rozpadzie ich małżeństwa.

Okres rozłąki z Clarą był dla Roberta wyniszczający. Nie potrafił komponować ani na trzeźwo, ani na rauszu i jedynym ratunkiem stały się dla niego intensywne studia nad zgromadzonymi w domu utworami kameralnymi Haydna, Mozarta i moimi.

Wytęskniony kwietniowy powrót Clary z Kopenhagi wywołał erupcję nagromadzonej wiedzy i energii. Wrócił do płodnego życia. Od czerwca zaczął komponować utwory kameralne, w których Clara mogłaby wykonywać partię fortepianu, a wspólne wieczory przy nowo powstających partyturach sprzyjały intymnej bliskości, jak kiedyś z Felixem. Dziewięć miesięcy później urodziła się Elise — druga córka Schumannów.

W ciągu kilku miesięcy szczęśliwy Robert, który do tej pory skrzętnie omijał kameralistykę, skomponował trzy kwartety smyczkowe, kwintet fortepianowy, trio fortepianowe oraz wspaniały kwartet fortepianowy, w którego trzeciej części wyśpiewał ukochanej żonie przepiękną pieśń odgrywaną przez wiolonczelę w duecie ze skrzypcami i fortepianem. Wrócił stary, nadal młodzieńczy, bosko śpiewny, zakochany Schumann.

A Mendelssohn? Wspierając męża Clary, zaproponował mu pracę nauczyciela w lipskim konserwatorium, co okazało się całkowitym nieporozumieniem, częściej wykonywał jego kompozycje i dalej opiekował się samą Clarą, pomagając między innymi w organizacji tournée po Rosji, na jej prośbę przekonując do tego wyjazdu całkowicie niechętnego Roberta. Coś jednak uległo w ich relacjach zmianie i tylko pretekst był potrzebny…

W listopadzie 1846 roku Mendelssohn zdecydował się poprzedzić wykonanie drugiej symfonii Schumanna uwerturą Rossiniego do „Wilhelma Tella”, która tak się spodobała, że powtórzył ją w całości jeszcze przed symfonią, która w tej sytuacji utraciła dla publiczności większość swojej atrakcyjności…

Wszystko dałoby się pewnie zrozumieć i wyjaśnić, ale w następnych tygodniach w lipskich dziennikach ukazały się liczne anonimowe listy, w których ktoś dobrze zorientowany sugerował próżność, zazdrość i interesowność Żyda Mendelssohna i… przyjaźń wygasła…

Ożywiła ją ponownie dopiero śmierć Felixa i wydawało mi się, że trwa do dziś…

INSPIRACJA WPISU: