– Coś mi się wydaje, że Felix dość mocno zalazł mistrzowi za skórę?

Od razu rozpoznałem dobiegający zza pleców głos i nawet się ucieszyłem ze spotkania. Pewnie i tak sam bym w najbliższych dniach szukał kontaktu z Berliozem. Zbliżała się pora na jeden z moich najbardziej ulubionych utworów: symfonię Harold w Italii na altówkę i orkiestrę.

Wielu sądziło, że wyśmieję kwiecisty styl komponowania Hectora, ale ja całym sobą pokochałem tę jego plastyczną muzykę. Na dodatek uwielbiałem cudne brzmienie altówki oferującej techniczną sprawność grania prawie jak na skrzypcach i głębię dźwięku prawie jak z wiolonczeli.

Dałem temu wyraz już półtora roku temu, pisząc w kronice o dwóch nowych wykonaniach „Harolda”, w tym o przecudnym dla mnie nagraniu Tabei Zimmermann i Les Siècles pod dyrekcją Rotha (24 i 25 kwietnia 2019).

Poza tym lubiłem Berlioza i byłem mu mocno wdzięczny za entuzjastyczne recenzje tych z moich symfonii, które udało mu się za życia usłyszeć. Byłem też pewien, że to, co pisał, było szczere i nie zmieniał zdania za moimi plecami, jak potrafił zrobić to Mendelssohn.

Odwróciłem się do Hectora i postarałem się, aby mój powitalny uśmiech wyglądał jednocześnie jak potwierdzenie na usłyszane przed chwilą pytanie, po czym powiedziałem:

– Tak na dobrą sprawę to ty powinieneś mieć do niego żal po tym, jak paskudnie skomentował „Fantastyczną”, pisząc, że „konieczne będzie mycie rąk po dotykaniu partytury”, bo „artysta wybrał się na bal, po którym wszystkie instrumenty mają kaca i wymiotują”… Prawda, że to niezwykle elegancka recenzja?

– I tak lepsza niż Wagnera, który pod pozorem ładnych słówek przemycił stwierdzenie, że trudno oczekiwać innej muzyki od Francuza i że musiałbym być Niemcem, aby dorównać tobie i Mendelssohnowi…

Zrobiło mi się po prostu głupio. Próbując wybrnąć z niezręcznej sytuacji, szepnąłem:

– Wolę słowa Paganiniego, który po wysłuchaniu „Fantastycznej” i „Harolda” przysłał syna z listem, w którym napisał między innymi: „Beethoven nie żyje i tylko Berlioz może go ożywić”. Uwierz mi, miał rację, słuchając twojej muzyki, czuję się jak nowo narodzony!

– Muszę przyznać, że faktycznie było to miłe, tym bardziej że do listu dołączony był czek na 20 000 franków do zrealizowania u Rothschilda. To była równowartość mojego dwuletniego dochodu.

– Niccolò okazał wtedy wielką kasę i klasę, a przecież mógł być na mnie wściekły. Kupił sobie cudną altówkę Stradivariego i potrzebował czegoś wystrzałowego, żeby udowodnić swoje mistrzostwo również i na większej siostrze skrzypiec. Bardzo na mnie liczył…

– Ja byłem jednak tak wtedy zakochany w Byronie i w jego „Wędrówkach Childe Harolda”, że zamarzyłem, aby altówka odegrała rolę wędrującego wagabundy opowiadającego wprawdzie o swojej podróży, ale często z pozycji narratora, z boku, z tła. Dla Paganiniego to było za mało…

– Ważne, że zapłacił.

Hector uśmiechnął się i wyraźnie wzruszony szepnął:

– Po koncercie uklęknął przede mną i pocałował mnie w rękę.

Przez chwilę przyglądał się swojej dłoni, jakby widział na niej ślady dawnej świetności, po czym machnął oboma rękoma w powietrzu, jakby odpędzał wstyd i zakłopotanie, wziął mnie pod ramię i powiedział głosem o barwie szczęścia:

– Idę do biblioteki oddać poemat Byrona, przejdziesz się ze mną. Jak zobaczy nas razem Mendelssohn, to spuchnie z zazdrości…

INSPIRACJA WPISU: