Podczas obiadu umówiłem się wstępnie z Händlem na wieczorne słuchanie jego opery o perskim królu Kserksesie, sygnalizując jednocześnie chęć rozmowy o funkcji menedżera w DNM-ie, na co Georg Friedrich zareagował krótkim:
– Ty też?
Musiałem wyglądać dosyć głupawo z niedomkniętymi z zaskoczenia ustami, bo Händel wskazał mi wolne krzesełko obok siebie, nachylił się ku mnie i po przełknięciu kęsa posiłku, zaczął mówić konfidencjonalnym tonem:
– Nie byłeś na śniadaniu, a żałuj… – popił ostatniego kęsa – od samego ranka, stolik po stoliku, krążył po stołówce Penderecki w towarzystwie Witka Lutosławskiego. Z każdym się przywitał, podawał dłoń i mówił: „Jestem Krzysztof, mąż Pani Pendereckiej”, a podążający za nim krok w krok Lutosławski dopowiadał: „On tylko tak żartuje, ale prawdą jest, że każdy twórca chciałby mieć taką żonę, jaką miał Krzysztof”…
Händel dopił resztkę ambrozji, otarł usta i powiedział:
– Chodźmy, po drodze opowiem ci resztę.
Zdaniem Händla wyglądało to tak, jakby Penderecki zaczął prowadzić jakąś kampanię wyborczą i to nie do końca chyba w swoim imieniu. Opowiadał o zachwytach Lutosławskiego nad żoną jego muzycznego rywala i o tym, jak Witold porównywał, a w zasadzie przeciwstawiał dzieje Pendereckich do losów Schumannów i z jak wielką pewnością siebie udowadniał, że Krzysztof bez żony nigdy nie osiągnąłby tego samego, co z nią.
Doszliśmy do pokoju Händla, a tam, ku śmiechowi Georga i mojej irytacji, stali już pod drzwiami Penderecki z Witkiem. Penderecki wysunął się ku nam o krok, wyciągnął do mnie dłoń i z kamienną twarzą bez cienia uśmiechu, burknął:
– Jestem Krzysztof…
– Wiemy, wiemy, mąż Pani Pendereckiej – zażartował Händel.
– Tak, tak… Elżbieta będzie mogła… – Lutosławski próbował się wtrącić, ale Krzysztof szybko powstrzymał go słowami wypowiedzianymi dość zakłopotanym tonem:
– Nie teraz Witoldzie, nie teraz… – po czym zwrócił się ku Händlowi, mówiąc:
– Zostawiłem na ziemi piękną i mądrą żonę – najlepszego mojego przyjaciela. Zostawiłem też arboretum, w którym zasadziłem ponad 1700 gatunków drzew i krzewów. Kocham drzewa. Dowiedziałem się niedawno, że jedna z twoich najpiękniejszych arii „Ombra mai fu” śpiewana jest do majestatycznego platana w podziękowaniu za cień, jaki ten oferuje i choć większość tej opery o fikcyjnych losach Kserksesa nie robi na mnie aż tak wielkiego wrażenia, to nie mogłem się jednak powstrzymać, by do ciebie nie przyjść.
– W ich małżeństwie tylko żona była dyplomatką – z uśmiechem wtrącił się Witold, a ja pomyślałem, że to bezkompromisowa szczerość Pendereckiego to dobra cecha dla przyszłego członka komisji weryfikacyjnej.
Tak naprawdę to ta opera Händla o komicznych perypetiach różnych konfiguracji zakochanych, przepleciona kilkoma poważniejszymi momentami to wspaniała muzyka dla relaksu, czasami nawet dla drzemki, a czasami dla zabawy i śmiechu, która ani razu nie postawiła na baczność wszystkich moich zmysłów, jak ostatnio zrobiło to chociażby Credo Krzysztofa.
Fabuła opery jest dosyć prosta, żeby nie powiedzieć głupiutka, zwłaszcza w kontekście, że dotyczy władcy, który dokonał najazdu na Grecję armią liczącą według Herodota 1,7 miliona żołnierzy; który dla przeprawy tej armii przez Hellespont zbudował trwały most przeprawowy w roku 480 przed naszą erą.
Prawdą jest, że Kserkses, znany chociażby z tego, że walczył z trzystoma Spartanami pod Termopilami, był rozpustnym posiadaczem ogromnego haremu i znał do tej pory wyłącznie miłość pustą, pożądliwą, interesowną, na rozkaz i ku przyjemności władcy, niedającą przyjaźni, niezdolną do poświęceń. Taką rzeczywiście miał i to chyba na własne życzenie, ale żeby z tego powodu śpiewać miłosną pieśń platanowi, przyozdabiać go złotem i pisać dla niego wiersze to już chyba przesada.
Z drugiej strony patrząc, kto normalny kazałby wychłostać morze trzystu batami za zerwanie pierwszego z mostów łączących Azję i Europę przez dzisiejsze Dardanele?
Tak potężny władca nie potrafił zrozumieć odmowy. Odurzony uczuciem do platana, słyszy z ogrodowej altany kobiecy śpiew, który wydaje mu się tak piękny i tak czule wymawia jego imię, że zakochuje się w tym głosie i postanawia jego właścicielkę umieścić w swoim haremie, a jeśliby się to nie udało, to nawet gotów jest się z nią ożenić. Nie rezygnuje ze swoich planów nawet wtedy, gdy okazuje się, że głosem tym włada Romilda – ukochana jego brata Arsamene.
– Tak naprawdę to Kserkses zakochał się w żonie swojego brata Masistesa, ale ona go nie chciała, bo poza władzą i pożądaniem nic więcej nie mógł jej ofiarować – mruknął Penderecki.
No, no, i na Persji też się zna… I na kobietach… – pomyślałem – Jak to on mówił o swojej żonie? Najlepszy przyjaciel! No właśnie. Więc jednak można!