Zmarnowałem mnóstwo czasu na próbę znalezienia ładnego wykonania „Zwierciadeł” Ravela. Przesłuchałem kilkadziesiąt starszych wykonań i muzyka ani razu nie przemówiła do mnie tym swoim radosnym głosem mówiącym: „Oto jestem! Cała twoja…”

Szczerze mówiąc, czułem się zawiedziony i zagubiony. Przegląd partytury sugerował muzykę piękną, namalowaną tak plastycznie, że koniecznie chciałem zobaczyć w usłyszanych dźwiękach ćmy lecące ku świecom i płonące w ich ogniu; ptaki, które swym smutnym śpiewem zwołują się na senny odpoczynek pośród gałęzi drzew, czy też łódkę kołyszącą się monotonnie na niewielkich falach spokojnego oceanu i czekającą na wiatr…

Straciłem cierpliwość i zrezygnowałem z dalszego przeszukiwania Spotify. Znacznie prościej będzie, jeśli pójdę do Maurice’a i po prostu zapytam o jego wykonaniowe sugestie… Nie ma co zwlekać…

Od sąsiadów Ravela dowiedziałem się, żeby szukać go w sali odsłuchowej, do której podobno szykował się dzisiaj wyjątkowo starannie, długo przygotowując swój satynowy strój, przez który niejednokrotnie wielu nazywało go dandysem.

Nic nie mogło zmusić Ravela do porzucenia dbałości o elegancki, wymuskany wygląd. Potrafił przesunąć o dwie godziny rozpoczęcie koncertu w Chicago tylko dlatego, że nie dotarły na czas buty pasujące do wymarzonego na ten wieczór wyglądu. Cały Ravel! Artysta przez duże A…

Kolorowy, wykwintny strój Ravela zauważyłem z daleka. Podszedłem do niego i bez zbytnich wstępów zapytałem:

– Chciałbym się przejrzeć w twoich „Lustrach”, ale nie mogę znaleźć czystego. Pomóż!

Maurice spojrzał na mnie jak na wariata i przez dłuższą chwilę nie odpowiadał, aż w końcu dotarło do niego, że pytam o „Miroirs” tylko niepoprawnie wymawiam to słowo. Ech, ten mój francuski akcent, chyba nigdy go nie poprawię…

– Nie mam w tej chwili zbytnio czasu, bo za chwilę zacznie się odsłuch „Gier” Debussy’ego… – powiedział, a ja zauważyłem oczywiście, jak pięknie brzmi w jego wymowie słowo „Jeux”…

Obraziłem się i dając temu wyraz naburmuszoną miną, odwróciłem się bez słowa i ruszyłem w kierunku wyjścio-wejścia.

– Mistrzu, posłuchaj może moich młodszych rodaków: Chamayou, Thibaudet, Lortie… Powinno ci się spodobać…

Próbowałem spamiętać usłyszane nazwiska i to cudne brzmienie francuskiego akcentu, gdy wymieniał je Maurice. Już przy drzwiach usłyszałem głos Ravela:

– Mistrzu, spróbuj też Richtera, choć ten oczywiście Francuzem nie był… Wpadnę do ciebie za tydzień!

INSPIRACJA WPISU: