Już myślałem, że Ravel zapomniał o swojej obietnicy sprzed tygodnia, że mnie odwiedzi. Zbliżał się wieczór, słońce powoli kryło swe oblicze za horyzontem i robiło się ciemno.

Uzmysłowiłem sobie, że odkąd jestem w DNM-ie nigdy nie widziałem tutaj deszczu, nigdy nie zagrzmiały gromy, nigdy nie uderzyły burzowe pioruny ani nawet wiatr nigdy nie zawitał między nasze drzewa. Pomyślałem sobie, że jedyne wyobrażenie tych zjawisk pozostało nam w muzyce i że to musi wystarczyć. Szybko przeszukałem swoją pamięć i stwierdziłem, że utworów opisujących burzę jest dużo więcej, niż w pierwszej chwili myślałem. A igraszek wiatru jeszcze więcej…

Rozmyślania przerwało mi ciche pukanie do drzwi…

– Proszę wejść — krzyknąłem i szybko sięgnąłem po Phonaka. Co ja bym bez niego zrobił? Byłbym bardzo nieszczęśliwy!

Zamiast oczekiwanego Ravela w drzwiach stał Debussy.

– Maurice przeprasza, ale nie może przyjść. Siedzi u Wagnera i słuchają „Pierścienia”. Trochę to jeszcze potrwa…

Kiwnąłem głową ze zrozumieniem i już chciałem pożegnać Claude’a, ale w ostatniej chwili coś mi się przypomniało…

– Czy dobrze pamiętam, że opisałeś kiedyś dialog wiatru z morzem?

– Owszem, choć ja nie użyłbym słowa „opisałeś”. Przez całe życie broniłem się przed tym, żeby traktować mnie jako muzycznego impresjonistę i dopiero z tutejszej perspektywy widzę, że chyba jednak naprawdę nim byłem… Nie chciałem naśladować natury dźwiękami, lecz sprawić, aby muzyka wytworzyła taki nastrój i klimat, że skojarzenia nimi wywołane same z siebie namalowałyby pożądany obraz i wyzwalając nad nim zachwyt, dodawały mu barw i wyostrzały kontury…

– I choć nazwami utworów kierowałem uwagę na konkretne skojarzenia, to nigdy moim celem nie było opisywanie… Każdy, kto słuchał mojej muzyki, miał narysować swój własny rysunek, a ja marzyłem o tym, aby każdy z rysunków był od innych odmienny…

– Jeśli pytasz mnie o dialog wiatru z morzem, to ja swoją rolę widziałem we wskazaniu chwili, gdy wiatr zapraszał fale do tańca, ale wyobrażenie sobie tego, jaki to był taniec, zawsze zostawiałem słuchaczom i nigdy tego nie chciałem narzucać…

– Nie każdy potrafi uruchomić swoją wyobraźnię, nie każdy chce. Wielu oczekuje gotowych obrazów, aby móc oceniać ich koloryt i kompozycję. Gdy skomponowałem „Morze”, to wielu krytyków chciało w tym utworze usłyszeć swoje dotychczasowe wyobrażenie o falach, sztormach i hałasujących mewach. Nie dostając tego czuli zawód, zamiast rysować ocean swoimi pędzlami…

Pierre Lalo (krytyk) napisał: „Nie słyszę, nie widzę, nie wącham morza”. Louis Schneider (krytyk) napisał: „Publiczność wydawała się raczej rozczarowana: spodziewali się oceanu, czegoś wielkiego, czegoś kolosalnego, ale zamiast tego podano im trochę wzburzonej wody w spodku”. Henry Krehbiel (krytyk) napisał: „Ocean kompozytora był stawem żab, a niektóre z nich dostały się do gardeł instrumentów dętych”.

Debussy zamilkł, spojrzał na mnie, jakby sprawdzał, czy wciąż go słucham, a po chwili dodał:

– „Uwielbiam morze i słuchałem go z pasją

Nie wiedziałem, czy mówi w przenośni, czy też konkretnie o swojej muzyce. Bardzo jednak chciałem, żeby to ode mnie usłyszał, więc podszedłem do niego bliziutko i powiedziałem:

– Ja też, drogi Claudzie, ja też. Uwielbiam twoje „Morze” nad wyraz i zawsze słucham go z wielką pasją, za każdym razem trzymając pod ręką nowy zestaw farb…

INSPIRACJA WPISU: