Niewiele brakowało a uczucie zażenowania, które mi upiornie towarzyszy od czasu publikacji ostatniego wpisu o Schumannie i Chopinie, sprawiłoby zaprzestanie pisania kroniki.

Jak dotychczas mało komu była ona przydatna, a dopiero krótka wzmianka o plotce na temat orientacji seksualnej Fryderyka sprawiła, że nie mogę się opędzić od kolejnych ciekawskich, oczekujących ode mnie rozwinięcia tematu.

Ten nagły wzrost zainteresowania uświadomił mi mechanizm, w którym wypuszczona świadomie kłamliwa plotka sprzyja wzrostowi popularności tych, których jedyną szansą na zaistnienie jest obgadywanie słynnych…

Czyżbym się wpisał w ten trend?

Na szczęście nawet najgłupsze zdania zapisane w kronice nie sprawią, że z dnia na dzień przestanę być sobą… Mnie obroni moja muzyka! Chyba?

Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że ja całkowicie akceptuję wszystko, co zdarzyło się w życiu Chopina i każdego innego geniusza. Każde zdarzenie w ich losach, tak, jak i u mnie, przyczyniło się do stworzenia dokładnie takiej ich muzyki, którą do dziś wielbimy i tak naprawdę liczy się tu tylko ona – MUZYKA.

W przypadku Chopina jedną z życiowych przygód kształtujących jego wrażliwość niewątpliwie była szczera, dozgonna przyjaźń z czasów szkolnych do Tytusa Woyciechowskiego.

Fryderyk odwiedził Tytusa w Poturzynie koło Hrubieszowa w lipcu 1830 roku na 11-dniowy pobyt, podczas którego uzgodnili wspólny wyjazd do Wiednia, co zrealizowali zresztą w listopadzie tego roku.

Oczywiście przy mnóstwie złych intencji można z tego ich wspólnego wyjazdu zrobić sensację, zwłaszcza że Tytus dosiadł się do jadącego z Warszawy dyliżansu Chopina dopiero w Kaliszu, niby w tajemnicy… A gdzie miał wsiąść, skoro mieszkał w tym czasie na Lubelszczyźnie?.

Tytus opuścił Chopina zaraz po otrzymaniu wieści o wybuchu Powstania Listopadowego. Wrócił do Warszawy, wstąpił do Gwardii Honorowej i otrzymał nawet za męstwo Złoty Krzyż Virtuti Militari. Z Fryderykiem nigdy więcej już się nie spotkali, a w 1838 roku Tytus Woyciechowski poślubił hrabiankę Alojzę Marcjannę Poletyło, z którą spłodził czworo dzieci.

I to miałby być ten partner Chopina z plotek? Z powodu kilku intelektualnych psotnych zabaw w listach, które pisywali do siebie przez cały czas trwania ich przyjaźni? Szkoda więcej komentować!

Może i szkoda, ale plotki żyją własnym życiem. Ta lotem błyskawicy obiegła cały świat, a i w DNM-ie, jak się okazuje, wywołała spore poruszenie.

Postanowiłem pójść do Chopina, aby osobiście przeprosić go za rozpowszechnianie plotek. Okazało się, że pod pokojem Fryderyka zebrał się gęsty tłum, który pewnie wdarłby się do środka, gdyby nie straż u drzwi, która z faktu tego, kto się w niej znajdował, wyglądała raczej jak Warta Honorowa.

Rubinstein, Horowitz, Paderewski, Małcużyński i kilku innych wybitnych pianistów chroniło wejścia do pokoju Chopina, z którego dobiegały głośne dźwięki muzyki mającej chyba zagłuszyć hałas z korytarza.

Podszedłem do Małcużyńskiego, z którym już wcześniej kilka razy się spotkałem i bardzo go wtedy polubiłem, wskazałem gestem na drzwi i krótko zapytałem:

– Jak tam?

– Chyba nie najlepiej. Od kilku dni całymi dniami słucha swoich cudownych ballad, a my tu na zewnątrz robimy zakłady czy znowu, tak jak codziennie, zakończy dzień wykonaniami Zimermana. Ja jestem o tym przekonany i jak dotychczas ciągle wygrywam.

– Nie wychodzi z pokoju, ale zobacz mistrzu, jaką wiadomość zostawił na drzwiach – Witek odsunął się, odsłaniając nabazgroloną kartkę z napisem po polsku i po francusku: MOJA ODPOWIEDŹ BRZMI: NIE!!!

– Czy ktoś zdołał zadać mu chociaż jedno pytanie? – zapytałem całkiem serio, co nieoczekiwanie mocno rozbawiło Witolda.

– Z tego, jak dalece zdołałem poznać Chopina, to jego odpowiedź będzie pasowała do zdecydowanej większości naszych pytań… No, chyba że w pobliżu pojawią się piękne panie…

INSPIRACJA WPISU: