Gdy tylko zobaczyłem w oddali Purcella czekającego na mnie przed wejściem do stołówki, zatrzymałem się, wykonałem kilka ruchów pozorujących przeszukiwanie odzienia, po czym odwróciłem się i bez spoglądania na Henry’ego ruszyłem w powrotną drogę do swojego pokoju. Trudno, będę głodny…

Byłem pewien, że Purcell spróbuje mnie nakłonić do zamieszczenia w kronice kolejnej ze swych skądinąd pięknych pół-oper, ale ja na razie miałem wystarczającą ilość barokowych śpiewów.

Od wczoraj zastanawiałem się, który z kompozytorów zasłynął jako pierwszy twórca zapamiętanej na wieki muzyki czysto instrumentalnej.

Rankiem podczas śniadania przyglądałem się stolikom barokowych mistrzów. Przy „włoskim” siedzieli Vivaldi i Scarlatti z synem, a jedno miejsce było wolne…

Przy „francuskim” spożywali w milczeniu posiłek Couperin, Lully, Rameau i Charpentier. Tuż obok słychać było niemiecką rozmowę Bacha z synem i Telemanna z Händlem, a przy narożnym międzynarodowym stoliku miejsca zajmowali Anglik Purcell, Czech Zelenka i Włosi Albinoni i Locatelli.

Purcell spoglądał na mnie wyczekująco, ale ja uciekałem ze wzrokiem, nie chcąc go sprowokować do podejścia do mnie i nawiązania rozmowy. Cały czas dręczyła mnie myśl, kto zazwyczaj siedzi na wolnym miejscu przy włoskim stoliku?

I nagle w drzwiach wejściowych do jadalni zobaczyłem Antonio Salieriego. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, żeby to właśnie on zajął wolne miejsce wśród barokowych mistrzów i na szczęście nie myliłem się. Salieri ukłonił się Vivaldiemu i wdał się w dyskusję Domenico Scarlattim, ale na krześle nie usiadł.

Obserwując Salieriego, nawet nie zauważyłem kiedy do sali wszedł Arcangelo Corelli, który pewnym krokiem podszedł do „włoskiego” stolika, przywitał się z Alessandro Scarlattim, skinął przyjaźnie do jego ojca i do Vivaldiego, a następnie wygodnie rozsiadł się na usłużnie podsuniętym mu przez Salieriego krześle.

Dopiero teraz przypomniałem sobie wcześniejszą rozmowę z Mozartem o Salierim, który, jak się okazało, był uczniem Corelliego i bardzo go wychwalał. Uświadomiłem sobie, że tak naprawdę nie znam nikogo z barokowych muzyków, którzy mieliby o Corellim inne zdanie niż pełne uznania i szacunku.

Dotarło do mnie, że również muzycy z innych epok okazują mu swój spektakularnie okazywany podziw. Że też nigdy wcześniej tego nie zauważyłem…

Wiedziałem już, że podejmę próbę uwolnienia się dzisiaj od Purcella, a zaraz po powrocie do siebie odnajdę „Concerti grossi” Corelliego i na wiele godzin zatopię się w tę subtelnie śpiewną muzykę skrzypiec, wiolonczeli i basso continuo…

Już w pierwszej książeczce dołączonej do nagrania wielkich koncertów Arcangelo znalazłem wpis niejakiego Charlesa Burneya, który w 1798 roku stwierdził, że „koncerty Corelliego przetrwały wszystkie ataki czasu i mody… a ich harmonia jest tak czysta, tak bogata i tak wdzięczna; ich części są tak jasno, rozsądnie i genialnie usposobione, a efekt całości jest tak majestatyczny, uroczysty i wzniosły, że wyklucza wszelką krytykę i sprawia, że można zapomnieć, że istnieje jakakolwiek inna muzyka tego samego rodzaju”…

Corelli nie tylko komponował, ale również był jednym z najwybitniejszych skrzypków przełomu XVII i XVIII wieków. W 1702 roku brał udział w wykonaniu jednej z oper Scarlattiego w Neapolu i musiał wówczas uznać wyższość skrzypka Petrilliego Marchitellego, co przyczyniło się do depresji Corelliego, zaprzestania występów publicznych i poświęcenia się cyzelowaniu swoich kompozycji, które dzięki mistrzowskiemu eksponowaniu partii skrzypiec mocno przyczyniły się do rozwoju wiolinistyki.

Pomimo dokuczliwej porażki z Marchitello historia zapamiętała Corelliego jako „założyciela współczesnej techniki skrzypcowej”, „pierwszego wielkiego skrzypka na świecie” i „ojca »Concerto grosso«”.

Wśród jego wielu studentów znaleźli się nie tylko przysuwający mu dzisiaj krzesło Salieri, ale również Geminiani, Albinoni, Locatelli i sam Antonio Vivaldi. Wszyscy oni mieli szczęście czerpać z wiedzy mistrza, któremu podczas przyjęcia w roku 1706 do słynnej Akademii Arkadyjskiej nadano wymowne imię „Arcangelo Erimateo”, co oznacza „archanioła dźwięków”…

INSPIRACJA WPISU: