Przyglądając się wczoraj scence spotkania z Głazunowem, szczególną uwagę zwracałem na zachowanie Szostakowicza. On mnie naprawdę fascynuje! Nie dziwiło mnie to, że Dymitr znalazł się w gronie obchodzących opóźnione urodziny Aleksandra, bo wielokrotnie sam podkreślał, jak bardzo czerpał inspirację z twórczości i osobowości Głazunowa.

W wielu kompozycjach Szostakowicza słychać odwołania do romantycznych nut nawiązujących do Rachmaninowa, Czajkowskiego czy właśnie Głazunowa i nigdy tego romantyzmu nie przykrywają nowoczesne, tak bardzo charakterystyczne dla Dymitra brzmienie, rytmika i orkiestracja. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że ten dynamiczny, współcześnie brzmiący Szostakowicz to także wielki rosyjski romantyk, czasami też melancholik…

Wraz ze śmiercią Stalina w 1953 roku życie Szostakowicza stało się łatwiejsze i przyjemniejsze. Uznano jego ogromny talent i przywrócono do łask, pozwalając w ślad za tym na zarabianie umożliwiające dostatnie życie. No i najważniejsze – zmiany w postalinowskiej Rosji, zwłaszcza po masowej rehabilitacji intelektualistów w roku 1956 przywróciły Dymitrowi poczucie bezpieczeństwa. Rozpakował na dobre walizkę, którą miał przygotowaną na spodziewaną w każdej chwili zsyłkę…

Radosny nastrój potęgowany był również dumą z syna, który rozpoczął studia w Konserwatorium Moskiewskim i zapowiadał się na znakomitego pianistę. I choć Maxim, bo o nim właśnie mowa, wielokrotnie buntował się, twierdząc, że woli być dyrygentem niż pianistą, to jednak na swoje 19. urodziny otrzymał od ojca prezent w postaci koncertu fortepianowego.

Koncert skrzy się tempem, melodyjnością i dowcipem biorącym się z cytowania fortepianowych ćwiczeń, którymi przez lata ojciec ćwiczył syna. Dynamiczność skrajnych części koncertu jest tak porywająca, że trudno się jej oprzeć, ale jednocześnie cudnie nokturnowa część środkowa we wzruszający sposób stała się wyrazem romantycznych młodzieńczych uniesień… Piękny koncert!

Jak ja bym chciał mieć dla kogo skomponować w urodzinowym prezencie taki młodzieńczy koncert… Dlaczego nie było mi to dane?

Maxim po raz pierwszy wykonał koncert w maju 1957 roku w auli Konserwatorium, a kilkanaście lat później… skłonił swojego syna Dymitra juniora, aby i on kontynuował rodzinne muzyczne tradycje, wykonując koncert swojego dziadka. Podczas nagrania tego koncertu z orkiestrą „I Musici de Montreal” Maxim towarzyszył swojemu synowi jako dyrygent…

Jeśli dodać, że również sam kompozytor, do czasów choroby palców będący genialnym pianistą, także nagrał ten koncert, to otrzymujemy wspaniałą pokoleniową sztafetę Szostakowiczów…

Piękna rodzinna historia…

INSPIRACJA WPISU: