Dziwny ten dzisiejszy dzień. Omijają mnie wszyscy znajomi, jakbym był trędowaty, a Bach i Händel na mój widok wręcz zawracają z obranej wcześniej drogi. Czyżbym aż tak ich uraził? I jeszcze na dodatek ten marsz dudniący po całym DNM-ie od samego rana. Podobno testują nagłośnienie w nowej sali kinowej, która ma zostać uroczyście otwarta dzisiaj zaraz po kolacji.

Nawet się z tego cieszę, bo będziemy mogli oglądać koncerty, przedstawienia operowe i chyba także filmy, a bardzo nam tego w naszym Domu Nieśmiertelnego Muzyka brakowało. Co prawda, niektórzy młodsi krzywią się na ten pomysł, nie chcąc oglądać swoich ziemskich wcieleń, ale ja nie mam takiego problemu. Mnie nikt za życia nie nagrał!

I znowu ten marsz! To już chyba ze dwudziesty raz. Doprawdy szału można dzisiaj dostać!

Nie to, żeby mi się nie podobał, co to, to nie. Wiem przecież, że to jedna z największych atrakcji corocznych wiedeńskich koncertów noworocznych, na którą czekają melomani z całego świata, by sobie w marszowym rytmie poklaskać pod batutą kolejnych sław dyrygentury, zawsze grających go na bis.

A może to te oklaski tak mnie irytują i skąd, do diabła, wzięła się ta tradycja? No i przede wszystkim, czemu akurat dzisiaj?

Mało mnie dzisiaj obchodzi, że Strauss senior napisał ten prawdopodobnie najczęściej grany marsz na świecie na powitanie feldmarszałka hrabiego Josefa Wenzla Radetzky’ego von Radetz, jednego z najwybitniejszych dowódców austriackich w XIX wieku po jego powrocie do Wiednia ze zwycięskiej bitwy pod Custozzą.

Trwała wtedy wojna austriacko-piemoncka i rzeczywiście Radetzky pokonał Włochów na tyle spektakularnie, że warto było go fetować i tak się to utrwaliło, że skocznego marsza prawie sto lat później postanowili zaanektować dla swych propagandowych celów również hitlerowscy naziści, wykorzystując bardziej mocarstwowe brzmienie marsza w aranżacji zdeklarowanego narodowego socjalisty Leopolda Weningera.

Przez długie lata nikomu nie przeszkadzała nazistowska historia koncertów noworocznych. Dyrygowało nimi, wieńcząc koncerty marszem Radetzky’ego, również wielu żydowskich dyrygentów i było to dla nich wręcz formą nobilitacji. Dwa lata temu, pod pretekstem usunięcia z marsza „brunatnego nalotu”, Filharmonicy Wiedeńscy otrzymali nową wersję marsza z kosmetycznymi zmianami. Prowadzona przez dyrygentów publiczność nadal może klaskać wraz z orkiestrą, ale tantiemy od nowej aranżacji marsza trafią już w zupełnie nowe ręce…

Dzisiaj mało mnie to obchodzi… Dzisiaj to ja chciałbym choćby najskromniejszych braw! Czemu wszyscy omijają mnie właśnie dzisiaj?

Byłem tak zrezygnowany, że nowo poznanego Kilara, który zagrodził mi drogę, próbowałem ominąć nawet bez odpowiedzi na powitanie. Wojciech zrobił krok w bok, uniemożliwiając mi ominięcie go i odezwał się jakimś takim nienaturalnie proszącym głosem:

– Mistrzu, jestem tu nowy, czy mógłbyś mi wskazać drogę do sali kinowej?

Machnąłem dłonią, żeby ruszył za mną…

Przed samym wejściem do sali Kilar wyprzedził mnie, głośno stuknął w drzwi trzykrotnie, odczekał chwilę i nacisnął klamkę…

W tym samym momencie z sali rozbrzmiał z pełną mocą ten prześladujący mnie od rana marsz. Sala kinowa była pełna mieszkanek i mieszkańców DNM-u, którzy ustawili się w szpaler, na którego końcu stali Bach i Händel.

Ruszyli naprzeciwko mnie, a ja w jakimś lekko przerażonym odruchu cofnąłem się aż na korytarz. Dopiero wtedy zobaczyłem nad wejściem napis: Sala kinowa im. Ludwika van Beethovena. Oniemiałem!

– Musieliśmy cię unikać, żeby się nie wygadać. Zwłaszcza Bach nie mógł wytrzymać. Musieliśmy udawać obrażonych… – odezwał się wyraźnie wzruszony Händel.

– Z okazji pięćsetnego wpisu w cyklu „1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu” postanowiliśmy, my wszyscy tutaj jednomyślnie, nazwać salę kinową twoim imieniem. Czy zdajesz sobie sprawę, że twojej muzyki użyto dotychczas prawie dwa tysiące razy w filmach, serialach, produkcjach telewizyjnych, grach komputerowych? – spytał Bach.

I wtedy na tle marsza rozległy się brawa… Rozpłakałem się!

Już mnie nie złości marsz Radetzky’ego, już mnie nie drażnią oklaski… Dzisiaj nie!

INSPIRACJA WPISU: