– Podobno kpisz sobie z mojej płodności? – usłyszałem zza pleców głos Bacha, ale pomimo zaczepnych słów barwa jego głosu była radosna i nie zwiastowała pretensji, a zaczepka była raczej wyłącznie rozpoczęciem rozmowy.

– Z tego, co mówisz, wnioskuję, że nie czytasz mojej kroniki, bo inaczej wiedziałbyś, że zawsze wypowiadam się o tobie z najwyższym przynależnym tobie szacunkiem. Również twoja płodność mi imponuje… – spojrzałem na Johanna Sebastiana i rzeczywiście nie myliłem się – jego oczy mówiły mi, że cieszy się z okazji rozmowy ze mną…

– Wcale nie było mi łatwo z taką gromadą dzieci. Po objęciu posady w Lipsku zarabiałem 100 talarów rocznie, ale równo połowę z tego musiałem oddawać Siegmundowi Friedrichowi Dresigowi, który prowadził za mnie lekcje z łaciny, bo taki obowiązek ciążył na mnie z racji podpisanego kontraktu.

– Żeby utrzymać liczną rodzinę, musiałem być również bardzo płodny twórczo. Podejmowałem się każdego zlecenia, a największe dodatkowe pieniądze zarobić mogłem na pogrzebach. Cieszyło mnie, gdy umierał ktoś znany w Lipsku, bo często zwiastowało to dodatkowy zastrzyk gotówki.

– Pisałem ody, kantaty i motety, i stałem się z czasem tak ceniony w tej funeralnej muzyce, że to do mnie w pierwszej kolejności przychodziły rodziny najwybitniejszych nieboszczyków.

– Wyobraź sobie, że za jeden motet napisany z okazji pogrzebu żony Augusta Mocnego zarobiłem aż 12 talarów, co tak zezłościło muzycznego dyrektora Thomasschule – Johanna Gottlieba Görnera z powodu przejęcie jego praw, że zażądał odebrania mi zlecenia, ale mimo tego nie wycofano zamówienia u mnie, a pominiętemu Görnerowi zapłacono kolejne 12 talarów za milczenie i za rezygnację ze swoich praw.

– Swoją drogą ciężko to przeżyłem, bo dotarło do mnie, że mogłem za ten motet poświęcony niekoronowanej królowej Polski Krystynie Eberhardynie Hohenzollerównie zarobić równie dobrze 24 talary, a może nawet i więcej…

– Komponowanie dla rodziny królewskiej przysporzyło mi chwały, ale wcale nie zmniejszyło napięć z władzami mojej szkoły, ani z Radą Miasta. W tym czasie Radę tworzyli: Abraham Christoph Plaz, Adrian Steger i Gottfried Lange, którzy wymieniali się co rok na posadzie burmistrza miasta.

– Niezależnie od tego, który z nich był u władzy, nie potrafiłem uzyskać dla siebie specjalnych korzyści, a naprawę organów w kościele św. Tomasza wymogłem dopiero wtedy, gdy uprzedziłem Radę Miasta, że nie będę w stanie wykonać w tym kościele swojej monumentalnej Pasji według św. Mateusza.

– Byłem tak zniechęcony stałymi sporami kompetencyjnymi i finansowymi, że w 1730 roku napisałem dość rozpaczliwie brzmiący list do swojego kolegi ze szkoły, Georga Erdmanna z zapytaniem, czy nie pomógłby mi znaleźć nowej posady.

– Na szczęście znów z pomocą przyszły mi pogrzeby… Zmarł dotychczasowy rektor Thomasschule, z którym nie potrafiłem się porozumieć, a w jego miejsce przyszedł poczciwy Johann Matthias Gesner, który zadbał i o szkołę, i o mnie osobiście. Między innymi zwolnił mnie z obowiązku nauczania łaciny, co sprawiło, że zaoszczędziłem 50 talarów. Zostałem w Lipsku do końca życia…

– Jak więc widzisz, o moim losie decydowały nie tylko liczne urodziny i poczęcia, ale wpływ miały również zgony i pogrzeby. Samo życie… Początek i koniec…

INSPIRACJA WPISU: