Tylko spokojnie, sam tego chciałem, tylko spokojnie…

Patrzyłem na potężny stos płyt przyniesionych przez Antonio i próbowałem powstrzymać narastającą irytację. Wmawiałem sobie, że powodem mojego zdenerwowania jest ogromna ilość nagrań „Czterech pór roku”, które przyniósł Vivaldi, ale tak naprawdę to każde kolejne jego zdanie drażniło mnie bezczelną pewnością wypowiadanych słów, zwłaszcza że każde z nich mogło okazać się prawdziwe, zasadne i trafne:

– Zastawiam tylko niewielką część z ponad tysiąca wykonań. Wybrałem tylko te, z którymi ja sam nie potrafię się na dłużej rozstać – mówił Antonio, stojąc w drzwiach mego pokoju…

– Nie zostaję dłużej, bo tak naprawdę wszyscy wszystko wiedzą o tych moich koncertach i szkoda zbędnych słów. Lepiej słuchaj i delektuj się w samotności…

– Nie podpowiem najlepszego… Każda burza brzmi inaczej, każda zięba odmiennie śpiewa, a i psy szczekają różnorodnie…

– To najbardziej popularny utwór muzyki klasycznej w dzisiejszych czasach, pokonałem nawet twoją „Piątą”…

Niby nie przywiązuję wagi do różnych rankingów i klasyfikacji, ale po ostatnim zdaniu Vivaldiego poczułem się mocno nie w humorze. Nawet go nie pożegnałem…

Nie minęła krótka chwila, a Antonio ponownie otworzył drzwi (bez pukania!), wsunął zadowoloną głowę do pokoju i machając kilkoma karteczkami trzymanymi w ręce, powiedział pewnym głosem:

– Zapomniałem. Zostawię również sonety dołączone do koncertów, żebyś nie przegapił momentu, gdy szczekać będzie ten pies…

Chyba zrozumiał swoją bezczelność, bo szybko położył kartki na stoliku stojącym przy wejściu i jeszcze szybciej schował się za drzwiami.

Nie zdążyłem nawet zareagować, no i stoję teraz przed stosem kilkudziesięciu płyt i ze zszarganymi nerwami.

Zemsta jest słodka i cierpliwa – pomyślałem – jeszcze cię dorwę. Na pewno Bach zna jakieś twoje sekrety, pójdę, popytam…

Perspektywa rewanżu uspokoiła mnie na tyle, że rozsiadłem się wygodnie w swoim bujanym fotelu i zacząłem przeglądać stos płyt pozostawionych przez Antonio. Większość zawierała tylko „Cztery pory roku”, ale niektóre nagrania obejmowały również pozostałe osiem koncertów z cyklu „Il cimento dell’armonia e dell’inventione”.

Przypomniałem sobie o sonetach zostawionych przez Vivaldiego na stoliku, wstałem, sięgnąłem po karteczki i zacząłem czytać ten poświęcony wiośnie:

I. Allegro

Wiosna nadeszła.
Ptaki świętują jej powrót radosną piosenką,
a szumiące słodkim pomrukiem strumienie płyną,
pieszczone oddechem małych Zefirów.
Burza, zwiastowana błyskawicami i grzmotami,
pokryła niebo ciemnymi chmurami, by cichnąc, ponownie pozwolić ptakom wypełnić śpiewem powietrze.

II. Largo e pianissimo semper

Na łące obfitującej w kwiaty,
ukołysany szmerem liści i gałęzi,
śpi pasterz ze swym wiernym psem u boku.

III. Allegro: Danza pastorale

Przy wesołym dźwięku pasterskich dud,
tańczą nimfy i pasterze, okryci jasnym baldachimem wiosennego nieba.

Pomimo że nie włączyłem żadnego nagrania, każdy przeczytany wers przywoływał z mojej pamięci muzykę Vivaldiego, która tak idealnie pasowała do treści, że aż zwątpiłem, co było najpierw: sonety czy muzyka? Słyszałem ptaki, wiatr, pioruny zwiastujące wiosenną burzę, liście szeleszczące skrzypcami i psa szczekającego altówką…

Miał rację Vivaldi – wszyscy to znają. Co on jednak miał na myśli, mówiąc, że każdy pies szczeka inaczej?

Usiadłem i zacząłem słuchać, przeglądając jednocześnie kolejne karteczki pozostawione przez Antonio. Okazało się, że Vivaldi nie tylko namalował muzyką cztery pory roku, ale jeszcze w precyzyjnie wskazanych miejscach partytury nakazał przyszłym wykonawcom jednoznaczną interpretację, używając określeń: śpiew ptaków, płynące fontanny, grzmot, letarg z powodu upału, kukułka, synogarlica, zięba, lekka bryza, wiatr północny (skrzypce solo), porywcze wiatry (altówki), łzy pasterza, szelest gałęzi i roślin, szczekanie psa, śpiące stado kóz, taniec pasterzy, burzowa letnia pogoda, muchy (skrzypce), taniec i śpiew wieśniaków, pijak (skrzypce solo), tupanie nogami na zimnie, deszcz (skrzypce pizzicato), polowanie, dzikie zwierzę ucieka, broń myśliwska i psy, uciekające zwierzę umiera, ślizganie się po lodzie, upadek na lód…

Niby wszystko jak na dłoni! Tylko jakiej rasy był pies? Jak daleko była burza? Jakie było echo grzmotu w dolinie lub na wzgórzu? Czy ptaki dopiero co wstały, czy też kładły się spać?

Odłożyłem na bok karteczki z sonetami i wsłuchałem się w Lato, później Jesień i Zimę. Mijały kolejne lata z następnych nagrań, rok do roku w szczegółach niepodobne, aż w końcu dotarło do mnie, że wraz z upływem czasu minęła mi też cała złość na Antonio. Chyba nie pójdę jednak do Bacha!

INSPIRACJA WPISU: