Tak zdenerwowanego Schuberta, jak dzisiaj, to jeszcze nie widziałem. Próbowałem go zatrzymać, gdy przechodził obok mnie, ale Franz, mijając mnie, powiedział tylko:

– Przepraszam mistrzu, porozmawiamy jutro. Koniecznie muszę coś sprawdzić…

Niewygaszony ogień w jego oczach podpowiadał mi, że najlepiej pozostawić go na jakiś czas w spokoju. Po chwili podszedł do mnie Artur Schnabel, który jeszcze przed momentem stał przy Schubercie razem z grupką pianistów.

– To moja wina — zawiesił głos, czekając na moją reakcję, a widząc, że nie zamierzam podejmować tematu, kontynuował:

– Podsunąłem Schubertowi jedną recenzję dotyczącą jego ulubieńca i tak go zbulwersował sposób wyrażenia krytyki, że pewnie, jak go znam, pobiegł do siebie i całą noc będzie słuchał muzyki, aby się upewnić, czy krytyk może mieć rację.

– O kogo chodzi?- zapytałem coraz bardziej zaciekawiony tą niecodzienną sytuacją.

– O sonaty Franza grane przez Polaka Krystiana Zimermana. Wiem, że Schubert bardzo go ceni…

– Ciężka sprawa. Ocenić Zimermana na pewno nie jest łatwo. To bezkompromisowy indywidualista. Sam jestem ciekaw reakcji Franza. Poczekajmy do jutra. A o które sonaty chodziło?

– Dwie z trzech ostatnich.

– No to dobrze, że się nie odezwałem, bo tylko bym dolał oliwy do ognia…

– Nie rozumiem, przecież to piękne sonaty, sam je wielokrotnie grałem i nagrywałem…

– Spokojnie Arturze, spokojnie. Chciałem się tylko trochę podroczyć z Franzem. Zauważyłeś, że zaraz po mojej śmierci próbował zagarnąć moje terytorium i po latach przerwy napisał trzy wielkie sonaty, każdą kolejną coraz piękniejszą. Bardzo chciał zająć moje miejsce…

– Dziwisz mu się mistrzu. On nadal jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek…

– Wcale nie mam mu tego za złe, a nawet byłbym szczerze zadowolony, gdyby to się udało właśnie jemu… Jutro mu to powiem!

INSPIRACJA WPISU: