Chyba jestem przewrażliwiony… Gdy zobaczyłem dzisiaj tłumek wiolonczelistów, wśród których wyraźnie prym wiódł Pablo Casals, od razu pomyślałem, że szykuje się jakaś zemsta za wczorajszy wpis o suitach Bacha.

Obok wyraziście gestykulującego Casalsa zgromadziła się śmietanka wiolonczelistów, a ozdobą tego zacnego grona była du Pré. Wszyscy mężczyźni zgromadzeni przed wejściem do stołówki starali się stanąć tak, aby mieć dobry widok na Jacqueline, na którą spoglądali ukradkiem i wyraźnie łakomie. Wyglądało na to, że większość z nich naprawdę jest spragniona i ma pobudzony apetyt.

Chcąc dostać sie na kolację, musiałem ominąć blokującą przejście grupkę i wtedy, tak jak podejrzewałem, drogę zastąpił mi Casals. Ku mojemu zdziwieniu wcale nie zachowywał się wrogo ani agresywnie. Nawet się przede mną uprzejmie skłonił, po czym zdecydowanym ruchem dyrygenta podniósł rękę do góry, natychmiast uciszając pozostałych.

– Usłyszeliśmy od Bacha o twoich rozterkach związanych z wyborem najlepszego wykonania jego suit i postanowiliśmy jakoś temu zaradzić na przyszłość. Zebrałem DNM-owa elitę wiolonczelistów i poprosiłem również Jacqueline, aby do nas dołączyła. Dzięki niej mogę powiedzieć, że stoi przed tobą kwiat wiolonczelistów – mówiąc to, spojrzał na du Pré, jakby oczekiwał nagrody za komplement.

Muszę przyznać, że Pablo miał rację. Oprócz niego i roześmianej Jacqueline stali przede mną: Sława Rostropowicz, Grigorij Piatigorski, Anner Bylsma, Paul Tortelier, Pierre Fournier, János Starker, Heinrich Schiff i najbardziej wpatrzony w du Pré Emanuel Feuermann. Byłoby grzechem nie skorzystać z takiej okazji:

– To znakomity pomysł i chętnie skorzystam z waszej pomocy. Chciałem napisać dzisiaj w kronice o kwintecie smyczkowym Schuberta, a ponieważ grają w nim aż dwie wiolonczele, to wasza rada będzie niezmiernie cenna…

Feuermann oderwał wzrok od Jacqueline, uśmiechnął się z jakąś taką pobłażliwością i niedowierzaniem w oczach i powiedział tylko jedno krótkie zdanie:

– Podziwiam twój optymizm mistrzu…

Szybko okazało się, co miał na myśli. Panowie zapomnieli o dobrych manierach i wciąganiu brzucha przed Jacqueline i bez żadnych zahamowań wdali się w sprzeczkę. Każdy miał swoich faworytów, a wraz z upływem kolejnych minut sporu ich liczba rosła, zamiast maleć.

Nawet się nie spostrzegłem, kiedy znalazłem się twarzą w twarz z du Pré. W zasadzie to chyba to ona do mnie podeszła. I jeszcze się na dodatek uśmiechała:

– Jestem twoją dłużniczką mistrzu. Doskonale pamiętam, co mi powiedziałeś, gdy płakałem przekonana, że Daniel zdradził mnie z Alisą, grając z nią koncert Elgara. Uratowałeś mi wtedy wieczny spokój…

– Nie zdążyłam zagrać „Kwintetu wiolonczelowego” Schuberta, choć parę razy grałam „Pstrąga”. Z tego powodu będę chyba obiektywna w ocenach. Czy zechciałbyś mistrzu w takim razie uczynić mi tę przyjemność i odwiedzić mnie na wspólny odsłuch tego cudu Franza? To jeden z najpiękniejszych kameralnych utworów, jaki znam. Będę zaszczycona. Zapraszam po kolacji…

Wszystko we mnie podskakiwało z radości. Muszę jutro pomyśleć, żeby się jakoś odwdzięczyć Schubertowi. Ale to jutro. Dziś czeka mnie jedno z najpiękniejszych Adagio na świecie w towarzystwie Jacqueline. Ech, chciałoby się jeszcze żyć…

INSPIRACJA WPISU: