Byłem dzisiaj świadkiem fascynującej dyskusji pomiędzy Menuhinem a Dawidem Ojstrachem. Obaj panowie z wyraźnymi aspiracjami, by zostać muzycznym rabinem naszego DNM-u, starli się lekko w obecności Bacha o to, jakiego rodzaju są skrzypce.

Dawid poprosił jednego z młodszych skrzypków, który szybko odnalazł w Nekronecie definicję, że skrzypce to rzeczownik rodzaju niemęskoosobowego, występujący wyłącznie w liczbie mnogiej. No i się zaczęło…

Nikt nie mógł zrozumieć, dlaczego potoczne rozumienie znaczenia słów z definicji tak jednoznacznie określa kobiecą duszę skrzypiec, a ci jedni z największych solowych skrzypków wszech czasów mieli dodatkowo kłopot z akceptacją liczby mnogiej.

Na nic zdawały się przekonywania, że to tylko gramatyczne reguły i tak naprawdę wyłącznie semantyka. Menuhin i starszy z Ojstrachów spoglądali na siebie coraz bardziej wrogo…

Niespodziewanym rozjemcą okazał się trzeci z wielkich. Oczywiście też potencjalny muzyczny rabin — Jascha Heifetz:

– Pamiętacie, jak spotkaliście się w 1958 roku w Paryżu w Salle Pleyel?

Dawid i Yehudi spojrzeli na siebie a przypomnienie tej chwili, gdy zaraz po wyjeździe Dawida ze Związku Radzieckiego spotkali się, obaj już wolni, aby spełnić marzenie milionów ich wielbicieli z całego świata i zagrać wspólnie koncert podwójny Bacha, wyraźnie złagodziło ich oblicza.

– Jak ja żałowałem, że nie ma mnie z wami — powiedział Jascha

– Gdy po raz pierwszy usłyszałem zagrane przez was „Largo ma non tanto” zrozumiałem, że to nie tylko muzyka, ale dialog. Wasze skrzypce brzmiały tak odmiennie, że ewidentnym stało się, że to rozmowa, sennie miłosna rozmowa kobiety i mężczyzny.

– Byłem chudy jak patyk więc nic dziwnego, że to mi przypadły żeńskie skrzypce — uśmiechnął się Yehudi.

– Zbyt wielkiej nadwagi nie miałem, ale przy tobie wyglądałem, jak syberyjski niedźwiedź — odpowiedział uśmiechem Dawid.

– Nie mogło być inaczej. W tym dialogu musiałeś być mężczyzną — Yehudi przybliżył się do Ojstracha.

– Grałeś pięknie, ale po ponad trzech minutach twoich kobiecych miłych słówek i mojego lekko basowego mruczenia odważyłem się wejść na wyższe rejestry, a ty jednym trylem natychmiast przywołałeś mnie do porządku i pokazałeś, kto tu rządzi.

– Pamiętam, jak ze wszystkich sił starałeś się wtedy ukryć uśmiech.

– E tam, wcale na mnie nie patrzyłeś. Muszę jednak przyznać, że obaj graliśmy, jak natchnieni.

– Niewiele w tym naszych zasług — Yehudi spojrzał wymownie na Bacha i powiedział coś, co zabrzmiało jak rycerskie śluby:

– Mistrz Beethoven napisał tydzień temu, że twoje mistrzu Johannie koncerty skrzypcowe to najpiękniejsza muzyka klasyczna, jaką kiedykolwiek skomponowano. Ja zaś powiem w imieniu Dawida i swoim, że wtedy w Paryżu przeżyliśmy jedną z najwspanialszych chwil w naszym muzycznym życiu, a zagranie skrzypcami tego żeńsko-męskiego dialogu było dla nas najcudowniejszymi siedmioma minutami w historii muzyki.

– To mówisz, że ja byłem wtedy kobietą — uśmiechnięty Yehudi jeszcze bardziej przysunął się do Dawida. Skoro tak, to cię poprawię…. To było prawie osiem minut…

INSPIRACJA WPISU: