Zupełnie nie spodziewałem się swoich reakcji na przygotowywaną do dzisiejszego wpisu muzykę Debussy’ego. Nie zaskoczyło mnie piękno „Preludiów” Claude’a, ale to, że przez wiele godzin myślałem przede wszystkim o grze kolejnych pianistów. Na sam koniec zostawiłem sobie znane mi wcześniej wykonanie Krystiana Zimermana, bo wiedziałem, że jeśli posłucham go jako pierwszego, to długo nie będę miał ochoty na żadne inne (nie)konkurencyjne wersje.

Wiele razy słyszę nazwisko tego Polaka przewijające się w rozmowach toczonych przez mieszkańców DNM-u i muszę przyznać, że tak skrajnie brzmiących ocen jednej i tej samej osoby już dawno nie obserwowałem.

Ja z oceną Zimermana nie mam żadnego problemu. Wielokrotnie mnie irytuje i wkurza, ale na każdą kolejną jego płytę czekam jak na oblubienicę. To wcale nie jest przesadne sformułowanie – uwielbiam być pieszczony jego grą, podnieca mnie sama myśl, że za chwilę go usłyszę, wybaczam mu każde moje wzburzenie, staram się zrozumieć i zaakceptować jego indywidualność, chciałbym go obsypywać darami wdzięczności i tęsknię za rozkoszą płynącą spod jego palców. Czy można bardziej kochać muzyka?

Pamiętam, jak się krzywiłem, gdy słyszałem, jak gra moje koncerty, podobnie było z Brahmsem, Rachmaninowem, Lisztem, Griegiem czy Schumannem, a mimo tego wiem, że za wiele fragmentów w jego wykonaniu każdy z nas dałby się ożywić. Chopin, Szymanowski, Debussy, Ravel, Bartók, Schubert czy też Lutosławski właśnie od niego zaczynają układać listy wykonań niezbędnych do przesłuchania, co wcale nie oznacza jednak nadawania im miana „wzorcowych”. Nie o to u Krystiana chodzi…

W legendach DNM-u zapisała się rozpacz Czajkowskiego rozżalonego, że Polak pomija jego utwory. Nawet Bach mruknął mi, że również żałuje, bo patrząc na to, jak Zimerman wspaniale posługuje się fortepianowymi pedałami, uznaje go za pianistę, który równie dobrze mógłby być genialnym organistą, gdyby tylko zechciał.

Na zarzuty, że Polak jest czasami trochę niekonwencjonalny w swoich zachowaniach, Bach zatoczył ręką pełen okrąg, wskazując zebranych w stołówce i powiedział krótkimi zdaniami:

– Będzie znakomicie pasował. Kto tu jest normalny?

W czym tkwi fenomen Zimermana?

Najlepiej określił to chyba Debussy:

– Gdy gra Zimerman, to słyszę przepiękną muzykę i przebogate dźwięki, ale pianisty nie widzę. Muzyka jest wszystkim… W większości przypadków tworząc swój ranking wykonań, ustalamy ich hierarchię poprzez porównania pomiędzy wieloma. Gdy jednak usłyszałem swoje „Preludia” grane przez Krystiana, nie potrzebowałem nic więcej. Nie interesowała mnie zgodność z partyturą, nieważne stały się inne punkty odniesienia, istniała tylko ta chwila i ja w niej… Była tylko muzyka i scalony z nią muzyk, którego nosowy oddech stał się integralną częścią wykonania, a cały wszechświat mieścił się w tej chwili w tej zrośniętej hybrydzie pianisty i fortepianu. Niesamowite i bardzo rzadkie.

Słuchałem Debussy’ego z zadowoleniem. Gdybym umiał to powiedzieć takimi właśnie słowami, to wiernie odpowiadałoby to również moim odczuciom…

– Jestem naprawdę szczęściarzem, bo gra Zimermana uwieczniła moje „Preludia”, co znalazło potwierdzenie chociażby w tym, że zaraz po wydaniu jego płyty została ona uznana przez magazyn „Gramophone” za jedno ze „100 wielkich nagrań wszech czasów”. Tak, jestem jego dłużnikiem…

INSPIRACJA WPISU: