Zawitali dzisiaj do mnie dość niespodziewani goście. Nie, nie, to nie do końca tak. Haydna mogłem oczekiwać, że przyjdzie się „pożegnać” wraz z jego ostatnimi utworami w kronice, ale że przyjdzie razem z Mozartem, to tego absolutnie się nie spodziewałem.

– Bach nam powiedział, że masz kryzys twórczy i potrzebujesz towarzystwa – zaczął Joseph, a ja aż ciężko westchnąłem…

– E tam kryzys – burknął Mozart – o mnie napisał aż za wiele, może już kończyć tę swoją kronikę…

Tyle już wieków znam Mozarta, a wciąż nie jestem pewien, kiedy mówi poważnie, a kiedy żartuje i kpi…

– Nie słuchaj go Ludwiku – wtrącił się Haydn – przez całą drogę, gdy szliśmy do ciebie, Wolfgang trajkotał, że zauważył, gdy dodałeś Noëlle Spieth do wykonawców Rameau, że naruszyłeś chronologię dzieł, dodając wcześniejsze dzieło Arvo Pärta i jeszcze kilka innych elastycznych zmian, co może oznaczać, że jeszcze się jednak pojawimy na stronach twojej kroniki…

– Ależ oczywiście panowie. Chcę w pierwszej kolejności zrealizować swój pomysł „1000 dzieł muzyki klasycznej, których warto posłuchać choć raz w życiu” i do końca nie wiem, kto zmieści się w pierwszym wyborze. Na pewno jednak jeszcze do was wrócę. Wystarczy, że pojawią się nowe nagrania…

Mozart spoglądał na mnie dość nieufnie, ale udawałem, że tego nie widzę.

– Nie wiem, czy można tobie ufać – Wolfgang nie odpuszczał.

– Po drodze do ciebie pytałem Josepha, dlaczego pod koniec życia napisał tylko dwa kwartety pomimo tego, że miał zamówienie od Lobkowitza na sześć, no i co…?

– No i…? – spytałem, coraz bardziej zaciekawiony.

– Najpierw opowiadał mi coś o starości i braku sił i natchnienia, ale gdy mu przypomniałem, że na msze i oratoria to sił miał wystarczająco, przyznał się, że to urażona duma nie pozwoliła mu na realizację zamówienia…

Nic z tego nie rozumiałem, wysunąłem pytająco ułożoną dłoń w kierunku Mozarta, ponaglając go wymownym ruchem rozchylonych palców…

– A pamiętasz, że książę Lobkowitz równolegle z zamówieniem u Josepha złożył zamówienie na kwartety również u ciebie, dając staruszkowi znak, że czas się zwijać?

Nigdy dotychczas nie myślałem tak o tym i dopiero teraz zaczęło do mnie docierać, że rzeczywiście zaraz po skończeniu moich kwartetów z opusu 18. przyjaciele i wielbiciele Haydna mocno mnie atakowali i nie za bardzo wiedziałem dlaczego. Tak mnie to wówczas irytowało, że nie wytrzymałem i publicznie skrytykowałem „Stworzenie świata” Josepha, pomimo tego, że bardzo mi się to oratorium spodobało. A więc to taka była przyczyna!

Mozart jeszcze jednak nie skończył:

– A pamiętasz, jak napisałeś mszę dla Esterházych i dość obłudnie mówiłeś, że nie chcesz wdawać się w rywalizację z Josephem, choć właśnie to robiłeś?

Atmosfera gęstniała z minuty na minutę. Posądzenia Mozarta wydawały mi się niesprawiedliwe, bo przecież nigdy nie robiłem tego przeciwko Haydnowi, ale dla siebie i wydaje mi się, że miałem do tego prawo. Z zadumy wyrwał mnie spokojny głos Josepha:

– Nie galopuj tak szybko Wolfgangu. Ja widząc twój talent, całkowicie odpuściłem tworzenie oper i koncertów klawiszowych i choć stwarzałem pozory, że to ze szlachetnych pobudek, to prawda była taka, że gdybym potrafił napisać je tak pięknie, jak ty, to nie miałbym skrupułów…

Mozart zaniemówił i z niedowierzaniem wpatrywał się w Haydna, jakby otrzymał cios zadany w plecy. Musiałem zareagować:

– Bardzo żałuję Josephie, że nie napisałeś wszystkich zaplanowanych sześciu kwartetów i jeśli to rzeczywiście z mojej było winy, to szczerze cię za to przepraszam. Ten F-dur uważam zresztą za twój „najpiękniejszy kwartet smyczkowy”. Dla mnie twoje kwartety na zawsze pozostaną esencją tego gatunku, a ja bez ich podglądania nigdy nie poczułbym potrzeby pisania swoich…

Wspiąłem się na szczyt swoich dyplomatycznych możliwości, ale patrząc na Haydna i na Mozarta wcale nie byłem pewien, czy mi uwierzyli…

INSPIRACJA WPISU: