Jak było do przewidzenia, wczorajszy wieczór zakończył się przesłuchaniem wszystkich Karajanowych wersji „Dziewiątej” Mahlera. Po zakończeniu tego wyczerpującego emocjonalnie maratonu Karajan i Abbado zadeklarowali się, że odprowadzą mnie do mojego lokum.

Wspólne słuchanie Mahlera wyzwoliło taką więź między nimi, że podejrzewałem, że ten miły gest był tylko pretekstem do tego, aby jeszcze choć trochę pobyć ze sobą razem…

Tak by pewnie pozostało, gdyby nie moja bezmyślność:

– Co sądzicie o wykonaniach Lenny’ego?

Moje niewinne pytanie zadziałało na Karajana jak płachta na byka. Zatrzymał się, zacisnął usta i co chwilę przygryzał wargę. Niezręczną sytuację próbował ratować Abbado:

– Berlińczycy dobrze go zapamiętali, choć do dziś wspominają aferę z puzonami, które nie zagrały w finale symfonii…

Karajan odzyskał równowagę i wydusił z siebie:

– Za namową mojej i jego wytwórni płytowej odstąpiłem Herr Bernsteinowi swoją orkiestrę tylko jeden jedyny raz, właśnie dla „Dziewiątej” Mahlera, ale do dziś czuję się z tego powodu, jakby ktoś skalał ważną dla mnie świętość. Podobnie chyba czuła się zresztą większość moich muzyków. Może właśnie dlatego puzony nie zagrały?

– Nie, nie, to nie tak… – próbował wtrącić się Abbado – Słyszałem, że…

Musiałem to przerwać i szybko wszedłem Włochowi w słowo:

– Myślę, że wszystkim nam dobrze zrobi wyciszenie emocji. Mam propozycję… Wprawdzie powinienem na jutro posłuchać oper Messiaena lub Knussena, ale zrezygnuję z nich, a chętnie bym z wami posłuchał wspaniale relaksującej, wręcz hipnotycznej „Pasji” Arvo Pärta, którą wcześniej pominąłem, ale dziś będzie ona znakomita na przywrócenie właściwego tutaj medytacyjnego spokoju.

Karajan prychnął, co miało wymownie zastąpić odpowiedź, odwrócił się i odszedł bez jednego słowa. Abbado zdumiony rozwojem sytuacji patrzył na oddalającą się sylwetkę, potem na mnie, znów na Karajana, po czym potakująco skinął głową i powiedział krótko:

– Świetny pomysł, chodźmy…

INSPIRACJA WPISU: