Nieunikniony bieg zdarzeń posuwając się w ślad za wskazówkami zegara, powodował stałe zmiany. Nic nie mogło trwać wiecznie…

Dotyczyło to zarówno indywidualnych losów poszczególnych osób, jak i całych społeczeństw, miast, państw i kontynentów. Nic nie trwało w bezruchu…

Ruch sprzyjał nowym spotkaniom, wędrówkom w dal lub w głąb, doświadczaniu nieznanego i żegnaniu się z już zapomnianym…

Patrzyłem z dala na rozmowę Vivaldiego z Haydnem i uzmysłowiłem sobie, że często jest tak, że świat jednego jawi się rajem dla drugiego, nie wiedząc nawet, że ten drugi tym swoim „Edenem” znudził się i zmęczył.

Zubożały pod koniec życia Vivaldi z nadzieją na poprawę swojego losu wyruszył z Wenecji do Wiednia, który już powolutku szykował się na przyjęcie Haydna, Mozarta i mnie, i przejmował od Wenecji dominującą rolę w europejskiej muzyce. Dla Vivaldiego Wiedeń wydawał się ratunkiem i wybawieniem. Nic z tego wprawdzie nie wyszło, bo po przybyciu do stolicy Austrii zmarł miesiąc później, ale samą wyprawę traktował jak podróż po nowe „muzyczne runo”.

Kilkadziesiąt lat później z tego wyidealizowanego Wiednia uciekał do Pragi Mozart, a Haydn w poszukiwaniu swojego Eldorado ruszał do Londynu…

Tak jak Wenecja eksportowała kiedyś swoją muzykę do całej Europy, tak później dumny Albion importował z kontynentu to, co najlepsze.

Nagle okazało się, że na Wyspach są 300-osobowe orkiestry, potężne sale koncertowe i wyrobiona muzycznie publiczność wiwatująca na cześć swoich idoli. Czy w takim stanie rzeczy można się dziwić, że Haydn przyzwyczajony do 30-letniej służby u Esterházych doświadczył w Londynie tego, czego w Wiedniu poszukiwał Vivaldi?

Haydn u Esterházy’ego z nudów komponował kuranty do zegarów, które z pasją kolekcjonował w pałacowej bibliotece jego przyjaciel Niemecz. Te same kurantowe melodie w Londynie mogły zabrzmieć w symfonii odegranej w prestiżowej sali Hanover Square Rooms przez 60-osobową orkiestrę. Te same kuranty zamknięte wcześniej w zegarze księcia Mikołaja teraz zachwyciły tysiące Londyńczyków i utrwaliły sławę Haydna jako najwybitniejszego kompozytora ówczesnej Europy.

Ogromny sukces pierwszej wyprawy Haydna do Londynu w latach 1791-1792, po której szczęśliwy Joseph kupił sobie w Wiedniu nowy ogromny dom, sprawił, że w Haydnie rozbudził się uśpiony u Esterházych potencjał. Pomimo dość podeszłego już wieku rzucił się w wir komponowania, szukając kolejnych szans na doświadczanie szczerego podziwu i uznania, których nie doznawał w Wiedniu.

Tym razem już wiedział, że na Londyn potrzebny jest innowacyjny rozmach, bogactwo pomysłów i nowatorska instrumentacja. Z niezatraconym wciąż poczuciem humoru stworzył na potrzeby drugiej podróży na Wyspy kolejne sześć symfonii o blasku i klasie przewyższającymi wszystko, co dotychczas napisał w służbie u księcia.

Ożywczy entuzjazm londyńskiej publiczności obudził w nim nowe pokłady energii tak wielkie, że u schyłku swego życia skomponował jeszcze dwa oratoria i sześć potężnych mszy.

Izolowany wcześniej w węgierskich lasach otaczających pałac Esterházych, nawet sobie nie zdawał sprawy, jak wielką jest gwiazdą i jak ogromna reputacja wyprzedziła go w podróży…

Londyn sprawił, że Haydn mógł wreszcie spełnić swoje marzenie, aby komponować nie tylko dla przypadkowych gości pałacowych, ale również dla tłumów i dla koneserów. Jego londyńskie symfonie zaspokajają tłumy, nie raniąc koneserów. Czego można chcieć więcej?

INSPIRACJA WPISU: