Pisanie kroniki sprawiło, że ponownie jak za życia doznaję poczucia upływu czasu i nawet nie przeszkadza mi świadomość tego, że jest ono całkowicie złudne.

Wczoraj uświadomiłem sobie, że już niedługo na dłuższy czas pożegnam w kronice Mozarta, a dzisiaj, gdy ponownie przy moim stoliku niby niechcący pojawił się Schubert, zdałem sobie sprawę, że na dobrych kilkanaście przyszłych tygodni muszę się pogodzić właśnie z jego niemalże stałą cośrodową obecnością.

Ten jest przynajmniej cicho — przeleciała mi myśl, której aż się lekko zawstydziłem w kontekście tego, co wczoraj myślałem o Mozarcie.

Schubert wyglądał tak prosząco, że gestem zaprosiłem go, aby się przysiadł, z czego Franz skwapliwie skorzystał.

– Podziwiam Mistrzu twoją wyrozumiałość dla tych, którzy „poprawiali” twoje dzieła. Ja aż tak wyrozumiały nie jestem. Mahler poprawił nie tylko twoją „Dziewiątą”, ale również mój ważny dla mnie kwartet „Śmierć i dziewczyna”, przerabiając go na orkiestrę smyczkową. Szczerze mówiąc, mnie to aż fizycznie boli i chyba kiedyś mu to powiem…

Spojrzałem na Schuberta z wyraźną dezaprobatą dla myśli o wywoływaniu takich sporów, ale Franz nawet nie zauważył mojej niezadowolonej miny i wciąż mówił:

– Może zresztą odważę się pójść również do Mendelssohna. Nie wiem, co on sobie wyobrażał, wygadując takie nonsensy o twojej ostatniej symfonii, ale on chyba tak już ma, bo również i mnie mocno skrytykował, nazywając mój kwartet „paskudną muzyką”…

Zacząłem się domyślać, jakie były intencje Schuberta, ale zanim zdążyłem się odezwać, Franz doszedł do zamierzonej puenty:

– A może poszlibyśmy i do Mahlera, i do Mendelssohna razem?

Pokusa była naprawdę silna, ale musiałem się jej oprzeć:

– Tego na pewno nie zrobię, ale obiecuję, że napiszę w kronice, że twój kwartet jest jednym z najważniejszych filarów całej muzyki kameralnej wszech czasów i że absolutnie nie wymaga niczyich poprawek ani przeróbek.

– Dobre i to — westchnął Schubert i zamilkł, co przyjąłem ze sporą ulgą i z zadowoleniem, ale jak szybko się okazało, milczenie Franza oznaczało jednak wyłącznie zbieranie sił:

– Końcówka mojego życia była podobna do losów Mozarta. Byłem bardzo przygnębiony i tak nieszczęśliwy i biedny, że w depresji i rozpaczy po zdiagnozowaniu u mnie nieuleczalnej kiły napisałem do jednego z przyjaciół Leopolda Kupelweisera: „Czuję się najbardziej nieszczęśliwym i nędznym stworzeniem na świecie. Wyobraź sobie człowieka, którego zdrowie już nigdy nie będzie w porządku, i który z czystej rozpaczy sprawi, że sytuacja będzie coraz gorsza, a nie lepsza; wyobraź sobie człowieka, który utracił najwspanialsze nadzieje, któremu szczęście i przyjaźń nie mają nic do zaoferowania oprócz bólu, w najlepszym razie, którego entuzjazm dla wszystkiego, co piękne zniknął, i pytam, czy on nie jest nędzną, nieszczęśliwą istotą? Mój pokój odszedł, moje serce jest obolałe, każdej nocy, idąc do łóżka, mam nadzieję, że nie obudzę się ponownie, aby każdego ranka przypominać sobie wczorajszy żal”.

– Nie wiem, od kogo się zaraziłem, bo byłem biseksualny i wiersz Matthiasa Claudiusa „Śmierć i dziewczyna” przyjęty przeze mnie za poetycką kanwę muzyki wcale nie miał być oskarżeniem, a jedynie wskazówką mówiącą o niechęci do porzucenia słodkiego i przyjemnego życia, o moim przerażeniu, o oczekiwaniu śmierci, ale i o nadziei na jej łagodne przyjście i o strachu odpędzającym upiorne wizje…

Dobrze znałem ten stan i u siebie, i u Mozarta, i u wielu innych. Muzyka stała się odzwierciedleniem stanu ducha Schuberta… Jest wypełniona bólem, udręką, rezygnacją i w każdym swoim fragmencie spowija ją cień śmierci. Nadzieję symbolizuje, o ironio, nie dziewczyna, lecz śmierć, która w wierszu pociesza ją, mówiąc: „będziesz spała łagodnie w moich ramionach”.

W genialnej muzyce Schuberta każda barwa jest czystą emocją. Jest strach i przerażenie, jest pocieszanie, jest liryczna odpowiedź dziewczyny, jest szalony taniec ze śmiercią łagodzony jej słownymi pieszczotami. Trwający przez cały kwartet dialog dziewczyny i śmierci to muzyczne i emocjonalne arcydzieło, które mocno może wzbogacić intensywność doznań przeżywanych przez słuchaczy.

Śmierć jest spokojna i niewzruszona wzburzeniem dziewczyny i w przepięknym „Andante con moto” wręcz koi ją do wiecznego snu, ale kończąca kwartet dynamiczna tarantela może jednak wskazywać na dwuznaczność intencji uwodzącej śmierci, która chce się jawić jako łagodny przyjaciel. Czy rzeczywiście na zawsze, czy tylko podczas uwodzenia? Nawet tutaj nikt z nas wciąż tego nie wie!

Schubert nadaje pewną delikatność nawet najgroźniejszym fragmentom kwartetu, tworząc piękno jednocześnie kojące i niepokojące. Nie ma w tej muzyce jednak płaczu, lamentu ani pogrzebowego nastroju. Raczej smutna konstatacja, że śmierć to rutynowe doświadczenie…

INSPIRACJA WPISU: