Od kilku godzin słucham ostatniego koncertu fortepianowego Mozarta i wciąż dręczy mnie myśl, czy ja właściwie oceniam tego trzpiota. Niby to wciąż ta sama muzyka, którą dobrze znam z wcześniejszych utworów, ale jednak inna — wprawdzie wciąż cudownie melodyjna, ale jednak dużo bardziej subtelna, może nawet melancholijna, może nawet smutna…

Może on po prostu dojrzewał…?

A może życie stłamsiło go wystarczająco mocno?

W 1791 roku, ostatnim roku życia Wolfganga jego kariera koncertowa praktycznie nie istniała, od trzech lat nie napisał żadnego koncertu, jego żona Konstancja wciąż była chora, on wciąż był głęboko zadłużony, wydawca żądał dzieł prostszych dla wiedeńskiej publiczności, a nowy cesarz Leopold II traktował go wręcz z pogardą i sprowadził do roli dostawcy tańców na dworskie bale…

Świadomość marnującego się talentu musiała być przytłaczająca i choć Wolfgang bronił się przed tym swoją muzyką, tworząc w tym czasie „Czarodziejski flet”, koncerty fortepianowy i klarnetowy oraz „Requiem” to jednak coraz częściej musiał uznawać się za przegranego…

A ja się dziwię smutkowi i melancholii w tym jego koncercie!?

Mając swoje podobne doświadczenia, powinienem wykazywać się dużo większą empatią dla niego, a nie toczyć z nim wciąż jakieś bezsensownie podjazdowe prymitywne gierki.

Czy to dziwne, że w swojej sytuacji zastąpił radosny heroizm wcześniejszych koncertów muzyką przesyconą liryzmem, spokojem, może nawet smutkiem…? Może tak właśnie brzmi echo rezygnacji, której musiał coraz częściej doświadczać?.

Kiedyś każde jego nowe dzieło było wielką atrakcją, a ich premiery często odbywały się następnego dnia po ukończeniu utworu. Dziś pomimo napisania nowego koncertu nie mógł znaleźć miejsca, w którym mógłby go wykonać, a premiera odbyła się dopiero dwa miesiące później, a i to tylko dlatego, że „doklejono” Mozarta na trzeciego do koncertu klarnecisty Josepha Bähra i pierwszej miłości Wolfganga, a wtedy jego szwagierki — Aloysii Weber Lange.

Może to właśnie ten tak osobiście zabarwiony koncert był przyczyną listu Wolfganga do żony, w którym napisał: „Gdyby ludzie mogli zobaczyć moje serce, prawie musiałbym się wstydzić… wszystko jest dla mnie zimne — lodowate”.

INSPIRACJA WPISU:

https://open.spotify.com/album/7rklf2meihBi6rY45eh5pp