Długo nie rozumiałem przyczyn niechęci innych XVII-wiecznych Francuzów do Lully’ego. Dopiero dziś dotarło do mnie, że nie była to tylko niechęć, ale i mocno zakorzeniony strach.

Oczy otworzył mi Charpentier, który jest w DNM-ie dość popularną postacią. Jego popularność bazuje wprawdzie w ogromnym stopniu tylko na jednym preludium do jednego z sześciu swoich Te Deum, ale stałe wykonywanie tego utworu przed wszystkimi audycjami organizowanymi przez Eurowizję dało mu powszechną rozpoznawalność.

Miliony ludzi oglądających w telewizji noworoczne koncerty transmitowane z Wiednia, ogólnoeuropejskie festiwale muzyczne i sporą ilość wydarzeń kulturalnych współorganizowanych przez tę stację ma możliwość wysłuchania hymnu Charpentiera, co jemu samemu przydało splendoru wielokroć większego niż za życia.

To właśnie Marc-Antoine uświadomił mi, że od roku 1672 na mocy królewskiego przywileju Lully miał wyłączne prawo w całym królestwie do komponowania oper z jednoczesnym rygorem wysokich grzywien i konfiskaty teatrów, dekoracji, ubrań i wyposażenia dla każdego, kto ośmieliłby się bez zgody Lully’ego wystawić jakąkolwiek scenę muzyczną.

Dopiero śmierć Lully’ego w 1687 uwolniła rynek francuskiej muzyki scenicznej. Dwór królewski został opanowany wprawdzie przez de Lalanda, ale zwolniło się wiele posad w paryskich kościołach.

Charpentier po 18 latach służby u księżnej Marii de Guise przenosi się po jej śmierci do Paryża i znajduje posadę w kościele Saint-Louis niedaleko Bastylii. Nie będąc w bezpośredniej bliskości dworu królewskiego i bez jego mecenatu był tylko jednym z wielu, po których śmierci cały ich przechowywany w rękopisach dorobek poszedł całkowicie w zapomnienie.

Kto wie, jakby się potoczyły losy muzycznej spuścizny po Charpentierze, gdyby nie Carl de Nys, który odnalazł rękopis „Te Deum” oraz Guy Lambert, który dokonał aranżacji marsza otwierającego ten motet i uczynił z niego hymn Eurowizji, obowiązujący już od ponad sześćdziesięciu lat…

Ciekawe jest obserwowanie dzisiejszych relacji dawnych rywali. Tak, jak z zainteresowaniem przyglądałem się zazdrości Purcella patrzącego na hołubionego na dworze Ludwika XIV de Lalanda, tak samo intrygujące jest oglądanie zaciętego wzroku Lully’ego, który przez lata korzystał wprawdzie z królewskiego protektoratu, ale oddałby pewnie wszystkie te luksusy i korzyści za dającą nieśmiertelność popularność jednych tylko fanfar Charpentiera…

INSPIRACJA WPISU: