Nikomu dotychczas nie przyszło do głowy, aby zrywać kwiaty w DNM-owym ogrodzie. Aż do dzisiaj.

Nie tylko ja zdębiałem ze zdumienia, gdy zobaczyłem Purcella wchodzącego do stołówki z naręczem kwiatów. Wszyscy czekający na posiłek skierowali swoją uwagę na Henry’ego, a on dostojnym, powolnym krokiem podszedł do Jessye Norman i położył na stoliku przed nią bukiet rozwiniętych róż. Jessye zaniemówiła, chciała wstać, ale Purcell przytrzymał ją, nachylił się ku niej i powiedział na tyle głośno, żeby słyszało go jak najwięcej osób:

– To za „Lament Dydony”. Nikt nie zaśpiewał go piękniej od ciebie, a ja za każdym razem, gdy słucham twojego śpiewu, umieram razem z nią…

Jessye nie odezwała się ani słowem, ale niepowstrzymane łzy pojawiły się na jej policzkach, błyszcząc na hebanowej skórze.

Purcell odwrócił się, nie oczekując na żadne podziękowania i ruszył w stronę wyjścia, a gdy przechodził obok mnie, również na jego twarzy zauważyłem mokre strużki. Wyszedłem za nim i bez słowa przyłączyłem się do niego, ruszając na spacer w stronę ogołoconego z róż ogrodu. Dopiero po chwili odezwałem się, siląc się na żart:

– Odważny jesteś… myślę oczywiście o wyciętych różach…

– To nie będzie problemem. Wczoraj usłyszałem, że zmierza do nas Krzysztof Penderecki, a on na pewno, tak jak u siebie w Lusławicach, urządzi nam tutaj wspaniałe arboretum. Czy wiesz Mistrzu, że on co roku sadził u siebie nowe drzewa, krzaki i około 30 000 kwiatów. Będziemy mieli ogród, będziemy mieli kwiaty…

– Zadziwiasz mnie coraz bardziej, skąd twoje zainteresowanie Pendereckim?

– Jakieś cztery miesiące temu napisałeś o nim w swojej kronice…

– Naprawdę zadziwiasz mnie jeszcze bardziej. Powiedz, proszę, o co chodziło z tym „Lamentem Dydony”…?

– Zamiast mówić o tym, wolałbym, żebyś sam posłuchał. Zapraszam do siebie…

Przez całą drogę Purcell opowiadał mi mityczną historię Eneasza i Dydony, a ja słuchałem go z zaciekawieniem, obserwując jednocześnie jego absolutne przekonanie, że każdym postępkiem trojańskiego bohatera kierowała wola bogów.

Pamiętałem z „Eneidy” Wergiliusza, że Eneasz był jednym z niewielu, którzy uniknęli rzezi pod Troją, oczywiście za sprawą snu zesłanego przez swoją matkę Wenus, która powstrzymała go także przed zabiciem napotkanej po drodze pięknej Heleny oraz poinformowała go, że bogowie obiecali mu nową ojczyznę. Sen był chyba niezbyt wyraźny lub zbyt szybko się zakończył, bo Eneasz nie zrozumiał, gdzie tej nowej ojczyzny szukać… Tak się rozpoczęła długa wędrówka Eneasza po morzach i obcych krajach w poszukiwaniu ziemi obiecanej.

Tracja, wyspa Delos na Morzu Egejskim, Kreta, Strofady z krwiożerczymi harpiami, Chaonia, gdzie Helenos, syn Priama, przepowiedział mu ziemię i tron w Italii, Sycylia, gdzie zmarł jego ojciec Anchizes, a w końcu fenicka Kartagina stały się etapami w drodze ku przeznaczeniu.

W Kartaginie za sprawą Wenus i Amora zakochała się w Eneaszu królowa, która uległa mu podczas schronienia przed burzą w skalnej jaskini. Szczęśliwa Dydona gotowa była poślubić Eneasza, a wieści o jej miłości rozeszły się po antycznym światku, docierając również do króla Libii Jarbasa, który od lat zabiegał o rękę Dydony.

Jarbas składa ofiarę Jowiszowi, który wysyła swego posłańca Merkurego z przypomnieniem Eneaszowi celu jego drogi. Zaspokojony Eneasz powiadomił królową, że porzuci ją dla wypełnienia przepowiedni o władzy czekającej na niego w Italii i pomimo próśb Dydony wyrusza w dalszą drogę. Zrozpaczona królowa nakazuje rozpalić stos, na którym sama przebija się mieczem podarowanym jej przez ukochanego. Przed śmiercią rzuca na niego klątwę, czego Eneasz obserwujący z odpływającego statku płonący stos Dydony zupełnie się nie spodziewał.

Rozpacz kochającej odrzuconej kobiety i świadomość żegnania się z życiem zostały okraszone muzyką tak przejmującą, że aria lamentującej, lecz wciąż dumnej Dydony stała się jednym z najpiękniejszych przykładów operowej muzyki baroku i nieodłącznym elementem brytyjskiego pejzażu emocjonalnego, czego dowodem jest wykorzystanie jej opracowania na orkiestrę wojskową do corocznego uświetniania londyńskich obchodów Dnia Rozejmu 11 listopada w rocznicę zakończenia I wojny światowej…

Doszliśmy do pokoju Purcella, otworzył przede mną drzwi, przepuszczając mnie do środka, a ja wciąż wyobrażałem sobie Dydonę rzucającą na stosie klątwę rozpoczynającą odwieczną nienawiść Kartaginy i Rzymu, i myślałem o kwiatach, którymi Purcell uhonorował swą królową. Muszę usłyszeć jej arię jak najszybciej, po prostu muszę…

INSPIRACJA WPISU: