Wyraźnie zauważam, że coraz większym szacunkiem mieszkańcy DNM-u obdarzają Franza Schuberta. Chętnie prowadzą z nim dyskusje podczas spacerów, a ostatnio zdarza mi się nawet słyszeć śpiewy jego pieśni dochodzące zza otwartych okien pokojów, w których zamieszkali licznie ostatnio przybyli śpiewacy.

Dzisiaj było podobnie. Zobaczyłem Schuberta w otoczeniu Petera Pearsa z nieodłącznym u jego boku Brittenem, Dietricha Fischer-Dieskaua, Fritza Wunderlicha i Petera Schreiera. Byli tak rozradowani i ucieszeni swoją wzajemną obecnością, że aż mnie kusiło, aby się do nich dołączyć.

Na moje szczęście zauważył mnie Franz który, przepraszając swoich rozmówców, podszedł do mnie i powiedział:

– Wspominamy moje pieśni i bylibyśmy zaszczyceni, gdybyś Mistrzu zechciał do nas dołączyć…

– Ale ja zupełnie nie znam się na pieśniach. Wprawdzie kilka cykli sam napisałem, ale żaden z nich nie da się porównać do tego, co ty stworzyłeś — odparłem, a Franz aż pokraśniał z zadowolenia.

– Wspominamy „Piękną młynareczkę” i wszyscy byli zaskoczeni, gdy im powiedziałem, że pomysł zrodził się z zabawnej literackiej gry, która rozpoczęła się w 1816 roku w berlińskim domu Friedricha Augusta von Staegemanna.

– Każdy z uczestników spotkań u Staegemanna miał za zadanie stworzyć coś na temat kapryśnego młynarza, który przebierał pośród zalotników swojej pięknej córki. Jeden z uczestników gry był wyjątkowo zobligowany do literackiej aktywności, a wystarczającą do tego przesłanką było noszone nazwisko: Müller. Wilhelm Müller.

Spośród wszystkich wierszy i poematów na temat młynarza i jego pięknej córki wiersze Müllera wyróżniały się wyjątkową muzykalnością tekstu, co nie uszło uwadze młodego Schuberta, który tchnął w tę poezję literackie i muzyczne życie przekraczające najśmielsze marzenia Müllera.

Cykl Schuberta składa się z dwudziestu piosenek, które ewoluują od wesołego optymizmu czeladnika zmierzającego do młyna w stronę rozpaczy i tragedii biorących się z odrzuconej miłości, której jedynym świadkiem staje się zasilający młyńskie koło potok.

Całą opowieść widzimy oczyma czeladnika, który nie odezwał się do pięknej młynareczki ani słowem, ale poczuł się odtrącony po cichu i równie cicho rozpacza, topiąc się przypuszczalnie w szumiącym potoku, który w finale śpiewa mu kojącą kołysankę.

Zauroczony piękną młynareczką nieśmiały czeladnik rozmawia wyłącznie z naturą – z potokiem, z kwiatami i z księżycem, a natura odpowiada mu pocieszeniem, nadzieją i ostatecznie ukojeniem.

Ten dialog sprawił, że Schubert wyznaczył dla fortepianu towarzyszącego śpiewakowi nie tylko rolę akompaniamentu, ale raczej odrębnego, niezależnego głosu prowadzącego z wokalistą intensywną rozmowę. Fortepian naśladuje burczący potok, ruch młyńskiego koła oraz róg myśliwego, którego ku rozpaczy czeladnika wolała córka młynarza.

Równorzędność partii śpiewaka i fortepianu jest tak niezwykła, że staje się wymogiem dla wykonawców. Nie wystarcza piękny śpiew, o atrakcyjności wykonania w jednakowym stopniu współdecyduje również gra pianisty. To prawdziwy dialog, którego zdolność prowadzenia uczyniła z Schuberta najwybitniejszego mistrza pieśni w całej historii muzyki.

INSPIRACJA WPISU: