Zauważyłem, że wokół Liszta, Mendelssohna i Mozarta skupia się coraz więcej osób, z zaciekawieniem obserwujących rozwijającą się dyskusję, z każdą chwilą upodabniającą się do sporu. Okazało się, że i ja jestem zaangażowany w ten dyskurs. Przystanąłem obok i zacząłem się przysłuchiwać, jak Felix próbuje wymusić na Amadeuszu wydanie wyroku, od którego Mozart ewidentnie starał się wymigać.

Mendelssohn oczekiwał, że Wolfgang skrytykuje Liszta, ale to wyraźnie nie za bardzo podobało się Mozartowi.

– Nie będę ukrywał, że jestem pod ogromnym wrażeniem twoich fortepianowych aranżacji wszystkich symfonii obecnego tu mistrza Ludwika, ale jestem pewien, że nie uda ci się to samo z początkiem symfonii g-moll Mozarta. Nawet ty nie oddasz wiernie na samym fortepianie tych niezwykłych dźwięków altówek i skrzypiec z Amadeuszowego arcydzieła – dość prowokacyjnie zaczepiał Liszta Felix.

– Ależ drogi Felixie, ja już za życia podjąłem taką próbę, a o ocenę najrozsądniej byłoby poprosić Wolfganga – Liszt spojrzał wyczekująco na Mozarta, ale ten spuścił głowę i wymownie milczał.

Felix triumfował… Obrócił się ku mnie i powiedział głosem tak niepewnym, jakby czuł, że powinien mnie przeprosić:

– To wcale nie znaczy Mistrzu, że twoje symfonie są łatwiejsze do transpozycji, ale sam wiesz, że przedostatnia symfonia Wolfganga jest wyjątkowa. Przecież wszyscy wiemy, że skopiowałeś z niej 29 taktów i umieściłeś je w szkicowniku zawierającym twoją „Piątą”. Zapewne zrobiłeś to nie bez powodu?

Poczułem się wywołany do odpowiedzi, ale nie chciałem za bardzo kadzić Mozartowi, więc długo zastanawiałem się nad słowami, których powinienem użyć. W końcu zdecydowałem się na bezpieczną formułkę:

– Niewiele dzieł klasycznych wyraźniej niż ta symfonia wskazuje drogę do romantyzmu i również ja tą drogą niejeden raz kroczyłem…

Mozart spojrzał na mnie zaskoczony i wyraźnie zadowolony, a ja kontynuowałem:

– Amadeusz nie użył w tej symfonii tak potężnych sił orkiestrowych, jak ja to robiłem, ale mimo tego jest ona przepotężna swoją pasją, opisanymi emocjami, energią i tą przenikającą całokształt melancholią. Zgadzam się z francuskim muzykologiem Fetisem, który napisał o tej symfonii, że jest to „jeden z najpiękniejszych przejawów ducha ludzkiego”.

Z każdym kolejnym wypowiadanym przeze mnie słowem Mozart przybliżał się do mnie, a niedowierzanie w to, co słyszy z moich ust, malowało się na jego twarzy pąsem i nieudolnie skrywanym uśmiechem.

– Nasz dziewiętnastowieczny rosyjski biograf Aleksander Ułybyszew nazwał drugą część twojej symfonii „snem uciekającym przez bramę z kości słoniowej w Elizjum” – zwróciłem się bezpośrednio do Mozarta.

– Podoba mi się to porównanie, choć zupełnie nie znam się na mitologii – Amadeusz pochłaniał moje słowa z coraz większym zadowoleniem na twarzy.

– Elizjum to w mitologii greckiej część Hadesu przeznaczona dla dusz dobrych ludzi – wtrącił się Mendelssohn.

– To miejsce wiecznej szczęśliwości i wiecznej wiosny, gdzie dusze wyzbyte z wszystkich cierpień i pragnień przechadzają się po łąkach i polach elizejskich, zewsząd ogarnięte muzyką niewidzialnych lir – dodał Felix.

– Mam nadzieje, że grają tam od czasu do czasu moją muzykę. Ciekawe, czy moglibyśmy udać się tam w odwiedziny…?

INSPIRACJA WPISU: