Nie pamiętam dnia w naszym DNM-ie, w którym byłaby zła pogoda. Deszcze, wiatry, burze pamiętam tylko ze wspomnień i czasami, gdy dopada mnie lenistwo i nie chce mi się wyjść na spacer, tęsknie myślę, że gdyby ulewnie popadało, to miałbym przynajmniej jakiś pretekst, aby nie wychodzić z pokoju. A tu niestety nic z tego… Słoneczko, przyjemny zefirek, niebiańska pogoda… Brr… trzeba iść…

Zmierzając w stronę parku, zobaczyłem wychodzących z biblioteki Mozarta, Rimskiego-Korsakowa i Salieriego. Wyraźnie ucieszony Salieri trzymał w rękach tomik dramatów Puszkina, co chwilę otwierając go na dowolnej stronie, odczytując kompanom wybrany fragment, co u całej trójki wyzwalało wręcz eksplozję śmiechu. Nie mogłem przejść obok takiej scenki obojętnie.

– Co was tak bawi, panowie?

– Nikołaj skomponował kiedyś operę „Mozart i Salieri”, do której sam stworzył libretto na podstawie sztuki Puszkina o takim samym tytule. Podobno otrułem Mozarta z zazdrości o jego genialny talent. Pomysł świetny, ale całkowicie nieprawdziwy — przez śmiech przemycał słowa Antonio.

– Pewnie, że nieprawdziwy, przecież ty nie umiałbyś dokończyć mojego requiem, tak, jak to sobie wyobraził Puszkin — odgryzł się Mozart, klepiąc jednocześnie po plecach krztuszącego się od śmiechu Salieriego.

– O, popatrz tutaj Amadeuszu, Puszkin opisuje cię jako rozwydrzone dziecko — nie odpuszczał Salieri.

– Ale za to jak bardzo utalentowane — ripostował Mozart.

Nikołaj i ja przyglądaliśmy się im obu z dość dużym rozbawieniem, aż w końcu Rimski-Korsakow powiedział:

– Zupełnie jak dwa walczące z sobą koguciki.

Od razu wiedziałem, do czego zmierzać będzie Nikołaj i już chciałem to skomentować, ale przeszkodził mi wracający ze swojego spaceru Siergiej Rachmaninow, który tak się ucieszył na widok Rimskiego-Korsakowa i Mozarta, że zboczył ze ścieżki, aby się z nami przywitać.

– Miło was widzieć razem, to mi przypomina moją młodość. Pamiętasz Nikołaju, że to ja podczas prapremiery twojej opery o obecnych tu dżentelmenach — obrócił się w stronę Antoniego i Wolfganga — grałem partie fortepianowe przypisane do roli Mozarta…

– Pamiętam, byłeś w tej roli znakomity.

Zaciekawiony Mozart odciągnął Rachmaninowa na bok, co pozwoliło Rimskiemu-Korsakowowi na powrót do przerwanego wątku:

– A wracając do kogucików, czy nie zechciałbyś Mistrzu posłuchać mojej opery „Złoty kogucik” lub przynajmniej suity z niej aranżowanej przez Głazunowa i Steinberga?

– A uważasz, że powinienem?

Nikołaj głośno przełknął ślinkę, lekko przekrzywił przekornie głowę i powiedział coś, czego się zupełnie nie spodziewałem:

– Cała opera może cię Mistrzu zmęczyć, ale suita nie powinna, mam nadzieję…

– Kujmy w takim razie żelazo, póki gorące, namów tych dwóch kogucików i chodźmy wszyscy posłuchać tej suity. O czym jest ta twoja opera?

Uszczęśliwiony Nikołaj jak kwoka zaczął zagarniać ku sobie Mozarta, Salieriego i Rachmaninowa, a jednocześnie ciągle mówił:

– Napisałem tę operę znowu na podstawie Puszkina. Skorzystałem z jego bajki o królu, który w zamian za obietnicę spełnienia dowolnego życzenia otrzymał od astrologa złotego kogucika, który pianiem miał go ostrzegać przed każdym grożącym niebezpieczeństwem.

– Król był władcą na tyle nieudolnym i łatwowiernym, że uwierzył w to, że bezpieczeństwo i dobrobyt jego krajowi zapewnić może jedna ptaszyna i jeden astrolog. Ta karykatura władcy na tyle zaniepokoiła carskich cenzorów, że straciłem nie tylko pracę w Konserwatorium Petersburskim, ale i zabroniono wystawiania mojej opery, tym bardziej że złoty kogucik z zemsty za zabicie astrologa buntuje się przeciwko władcy i zadziobuje go na śmierć.

– Nie żartuj, ptak zadziobuje króla, to naprawdę świetny pomysł, że też ja na to nie wpadłem… – Mozart śmiał się w głos, a zbity z tropu Nikołaj przyglądał mu się z niepewnością, czy ten śmiech to wyraz kpiny, czy podziwu…

INSPIRACJA WPISU: