Coraz bardziej stresują mnie piątki i muzyka współczesna. Słucham dużo, a frajda z tego umiarkowana. Doszedłem do lat 1968-69 i próbowałem znaleźć jakiś utwór, który mógłbym z czystym sumieniem zarekomendować do wielokrotnego słuchania. Bezskutecznie…

Wysłuchałem drugiego kwartetu smyczkowego Ligetiego, intrygującej chóralnej muzyki Stockhausena „Stimmung” na sześć głosów i sześć mikrofonów, symfonii Luciano Berio, koncertu na orkiestrę Elliotta Cartera oraz „Ośmiu piosenek dla szalonego króla” Petera Maxwella Daviesa i choć żadnej z tych kompozycji nie przerwałem słuchać przed jej zakończeniem, to jednak wiem, że nigdy więcej do nich nie wrócę. Raz mi w zupełności wystarczy…

Postanowiłem poszukać pomocy u kogoś, kto zna się na muzyce współczesnej i mógłby mi doradzić. Pierwszą moją myślą było pójść do Pierre’a Bouleza, ale uznałem, że nie mamy ze sobą na tyle dobrego kontaktu, aby angażować go w pomoc przy pisaniu kroniki. Przeszukując pamięć, przypomniałem sobie, jak prawie rok temu życzliwie potraktował mnie Rostropowicz, gdy poprosiłem go o pomoc we wskazaniu dobrego wykonania koncertu wiolonczelowego Dutilleuxa.

Zdumiało mnie wtedy, że pomimo dedykowania tego koncertu właśnie dla Sławy i wielokrotnego mistrzowskiego wykonywania tej kompozycji, Rostropowicz zasugerował mi inne wykonanie niż swoje. Naprawdę byłem w szoku…

Nie wiele myśląc, ubrałem się i poszedłem szukać Sławy. Wiedziałem, że bardzo często przesiaduje on u Szostakowicza i tam właśnie skierowałem swoje pierwsze kroki.

Tak, jak przypuszczałem, znalazłem Rostropowicza u Dymitra podczas przeglądania jakiejś partytury. Okazało się, że jest to „Czternasta” symfonia Szostakowicza, którą Sława kiedyś z wielkim powodzeniem dyrygował. Przysiadłem się do nich i opowiedziałem im o swoim problemie.

Dymitr wysłuchał mnie z zaciekawieniem, a gdy skończyłem, odwrócił nuty „Czternastej” do okładki i jakby od niechcenia przytrzymał palec na dacie ukończenia symfonii. Zobaczyłem rok 1969 i już wiedziałem, do czego będzie zmierzał Dymitr. Zupełnie nie znałem tej symfonii, ale absolutnie nie miałem nic przeciwko umieszczeniu w kronice kolejnej kompozycji Szostakowicza. Absolutnie nic…

I nagle zobaczyłem zza pleców Dymitra minę Sławy, który kwaśno skrzywiony wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że nie jest to najszczęśliwszy wybór. Na szczęście Dymitr nie nalegał, tylko spokojnie powiedział:

– Sam, Mistrzu zdecydujesz, gdy posłuchasz, choć uprzedzam, że ta symfonia to tak naprawdę cykl pieśni o śmierci na orkiestrę kameralną, sopran i bas i nie należy do moich najłatwiejszych…

Zobaczyłem, że Sława zza pleców Dymitra potakująco kiwał głową, tym razem już z uśmiechem.

Podziękowałem Dymitrowi za podpowiedź i pożegnałem się, na co Sława zaproponował, że mnie odprowadzi. Przy drzwiach przytrzymał mnie na chwilę i powiedział:

– Jeśli uznasz Mistrzu, że „Czternasta” jest zbyt trudna dla uzyskania powszechnej radości, to ośmielam się przypomnieć, że kiedyś rozmawialiśmy o wspaniałym dla mnie koncercie wiolonczelowym Henriego Dutilleuxa, a koncert ten pochodzi z 1970 roku, więc idealnie będzie pasował…

– Pamiętam, drogi Mścisławie, to właśnie z powodu tego koncertu szukałem dzisiaj pomocy właśnie u ciebie. Pozyskałeś wtedy moje zaufanie i jeśli pozwolisz, jeszcze nieraz do ciebie wpadnę, zwłaszcza w piątki…

Wróciłem do siebie z silnym postanowieniem posłuchania „Czternastej”, a po niespełna godzinie z uśmiechem wspomniałem minkę Sławy i bez jakichkolwiek wątpliwości zacząłem szukać koncertu Dutilleuxa. Co oznaczał ten tytuł koncertu wzięty z Baudelaire’a. Chyba „Cały odległy świat” i dalej w wierszu: „…nieobecny, prawie nieistniejący”. Ciekawe…

INSPIRACJA WPISU: