Nie mógłbym chyba być krytykiem muzycznym. Moja znajomość literatury muzycznej jest wciąż, pomimo stałego korzystania ze Spotify, stanowczo za słaba, a moje podejście do muzyki za mało krytyczne i zbyt mało naukowe.

Wczoraj przez cały wieczór dosłownie zatopiłem się w sonacie skrzypcowej, którą Szostakowicz dedykował Dawidowi Ojstrachowi na sześćdziesiąte urodziny i przyniosła mi ona tak ogromną ilość emocji, wzruszeń i poruszeń, że zamiast czytać o historii powstania tej sonaty, wolałem w spokoju wysłuchiwać kolejnych wykonań.

Dopiero dzisiaj rano postanowiłem dowiedzieć się czegoś więcej o tej sonacie i szczerze powiedziawszy, już tego żałuję. Wyczytałem, że powinienem zauważyć wpływ Bacha na kształt skrajnych części sonaty, że przez kilka sekund Dymitr zacytował koncert skrzypcowy Berga, że próbował dodekafonii Schoenberga, że w pierwszej części czuć oddech Prokofjewa, a w dogłębnie wbijającym w fotel Allegretto słychać echo żydowskiej muzyki weselnej.

Powiem szczerze: nie zauważyłem żadnej z tych zależności i wcale nie jest mi z tego powodu źle lub głupio. Pomimo tego, że jak się okazuje, jestem tak mocno niedouczony i ograniczony, to nikt mi nie odbierze tej niezwykłej radości ze słuchania Szostakowicza, a gdy słuchałem tej cudnej muzyki, to obojętne było mi nawet to, że to konkretnie był właśnie Szostakowicz.

Oczywiście, wczorajszy wieczór sprawił, że pokochałem Dymitra jeszcze bardziej niż dotychczas, ale to tylko pochodna emocji, jakich mi po raz kolejny dostarczył swoją twórczością. Gdyby jednak tę muzykę napisał ktokolwiek inny, to polubiłbym lub z czasem może i pokochał właśnie jego, lub ją…

Mam to niezwykłe szczęście, że mogę odłączyć Nekronet, zamknąć wywody krytyków, potem ubrać się i zejść dwa piętra niżej, zastukać do Dymitra i pogratulować mu pysznej sonaty, a w zamian za to usłyszeć:

– Muszę się przyznać Mistrzu, że z powodu swojego roztargnienia pomyliłem lata i wielbionemu przeze mnie geniuszowi skrzypiec dedykowałem na 60. urodziny drugi koncert skrzypcowy o rok za szybko. Śmiechu było co niemiara, ale Dawid i tak był szczęśliwy. Rok później postanowiłem naprawić swój błąd i już we właściwym czasie dołożyłem Ojstrachowi dodatkowy prezent w postaci sonaty.

– Czy Dawid usłyszał w tej sonacie żydowską muzykę weselną?

Szostakowicz spojrzał na mnie zaskoczony i odparł niepewnie:

– Nie rozmawialiśmy o tym. Chyba nie zauważył. Nawet jeśli coś mu się przypadkowo kojarzyło, to całą swoją uwagę skupił jednak na tym, aby mistrzowsko oddać charakter Allegretto, które pierwotnie określiłem jako Allegro furioso. Chyba nigdy wcześniej i nigdy później nie widziałem Dawida w większej muzycznej furii. Miałem ciarki na całym ciele, choć przecież wiedziałem, czego należy się spodziewać…

– Muszę przyznać, że i ja miałem tak wczoraj…

INSPIRACJA WPISU: