Nie będę jednak dążył do zaprzyjaźnienia się z Mozartem. Nic na siłę… Przyjaciela warto byłoby być pewnym, a ja nie jestem pewien nawet tego, co Wolfgang mówi o mnie za moimi plecami.

Podobnie było z przyjacielem rodziny Mozartów Josephem Leitgebem, który grał na rogu w orkiestrze Haydna u Esterházych, a później razem z ojcem Mozarta i z młodym Wolfgangiem w orkiestrze u arcybiskupa Colloredo w Salzburgu. Długo miejsca w obu orkiestrach nie zagrzał, choć nie wiem z jakich powodów. Może nie umiał jeździć wierzchem i jednocześnie grać, a u Esterházych rogi były nieodłącznym elementem konnych polowań…

Leitgeb zaprzyjaźnił się z ojcem Mozarta do tego stopnia, że ten pożyczał mu nawet pieniądze pod pretekstem zakupu w Wiedniu domu i urządzenia sklepu z kiełbaskami i włoskimi serami, jaki podobno miał odziedziczyć. Leitgeb sklepu nie założył, pieniędzy nie oddał, ale za to niejeden raz służył w Wiedniu gościną Wolfgangowi, który nie chcąc być sam w domu, gdy wyjeżdżała Konstancja, a służąca została odprawiona, za każdym razem lądował u Leitgeba…

Odpłacał mu się utworami na róg – koncertami, kwintetem i rondem. Z wiekiem Leitgeba dopasowywał trudność utworów do możliwości starszego przyjaciela, ale jednocześnie niemiłosiernie go poniżał, zmuszając do błagania na klęczkach o nowe utwory. Gotowe partytury rozrzucał po izbie, każąc Leitgebowi czołgać się, aby pozbierać porozrzucane kartki. Leitgeb nigdy się nie skarżył, ale zauważone niskie sceny opisał w swojej autobiografii Karl von Dittersdorf.

Za plecami, ale i wprost w dedykacjach i uwagach naniesionych na partyturach koncertów na róg Mozart ubliżał Leitgebowi, wyzywając go od osłów, dupków, wołów i idiotów… Ot, taka specyficzna, toksycznie ukształtowana przyjaźń… Ja takiej nie chcę!

Czy Leitgeb świadomie znosił poniżenia, żeby otrzymać muzykę? Czy niewiarygodnie piękne Rondo z ostatniego koncertu było więcej warte niż honor i duma? Być może, być może…

INSPIRACJA WPISU: