Gdy zobaczyłem dzisiaj na parkowej ławeczce Josepha kilkakrotnie pokazującego Jessye Norman gest podcinania gardła wcale nie byłem zaskoczony. Każdemu nowo przybyłemu mieszkańcowi DNM-u Haydn prędzej czy później opowiadał historię, jak to po śmierci ucięto mu głowę i odzyskał ją dopiero po 150. latach. Uwielbia opowiadać tę historyjkę zwłaszcza kobietom, którymi się zainteresował, obserwując z nieukrywanym rozbawieniem ich zdumione i przerażone reakcje.

Jessye siedziała jednak nieruchomo i nie okazywała podekscytowania słyszaną opowieścią. Haydn, próbując wzbudzić jej zainteresowanie, posunął się nawet do sugestii, że głowę mu usunięto, aby nie szpeciła reszty ciała…

Jessye lekko się uśmiechnęła, zwróciła się ku Josephowi i spokojnie powiedziała:

– Uczą o tobie w każdej szkole muzycznej i wiem nawet to, że gdy byłeś w Londynie, to proponowano ci usunięcie szpecącego polipa w nosie, ale uciekłeś ze stołu chirurgicznego…

– Też byś uciekła… chcieli mnie kroić bez znieczulenia…

– A co do głowy to musisz wiedzieć, że jej pośmiertne ucięcie można uznać za potwierdzenie twojego geniuszu. To frenolodzy chcieli zbadać twój mózg – mózg geniusza…

– Hmm, tak o tym nie myślałem, dzięki… Chyba im się zresztą mocno do tego spieszyło, bo bardzo czekali na mój zgon. Gdy nie pojawiłem się na swoich 73. urodzinach, to po całej Europie rozeszła się wieść, że umarłem, a w Paryżu natychmiast zaplanowano okolicznościowy koncert, podczas którego Mozart miał odegrać swoje Requiem…

– Wiem, wiem, uczą o tym w szkołach. Podobno napisałeś im, że jesteś wdzięczny za okazany szacunek i że byłoby dla ciebie zaszczytem, gdybyś sam mógł poprowadzić to swoje pożegnalne requiem…

– Moim zdaniem to było dowcipne… Paryż kochał mnie do tego stopnia, że pomimo tego, że ja sam nigdy tam nie pojechałem, to w 1785 roku Paryż „przyjechał” do mnie w osobie hrabiego d’Ogny, który w imieniu masońskiej loży „Société Olympique” zamówił u mnie sześć symfonii. To była zdecydowanie najbardziej lukratywna oferta, jaką kiedykolwiek otrzymałem. Dowiedziałem się też, że ci masoni prowadzą dużą orkiestrę i regularnie organizują koncerty wyróżniające się poziomem gry. Musiałem się bardzo spiąć i skomponować coś znacznie lepszego niż dla wiejskiej orkiestry Esterházy’ego. Sądzę, że udało mi się, bo jeden z moich biografów nazwał te sześć symfonii „najwspanialszymi, jakie dotychczas skomponowałem”…

– Wiem, ten biograf to James Webster, uczą o tym w szkołach…

– Trochę ze swojego wiejskiego humoru jednak przemyciłem…

– Wiem, jednej z tych symfonii nadano przydomek „Kura”, uczą o tym…

– Ciężko się z tobą rozmawia…

– Ja po prostu nie mam jeszcze ochoty na niczyje zaloty…

INSPIRACJA WPISU: