Tyle razy chodziłem do Kleiberów jako mediator zażegnujący coraz ostrzejsze spory pomiędzy ojcem i synem, i robiłem to dla samej przyjemności choć krótkiego obcowania z Carlosem. Tego mu chyba nigdy nie powiem, ale ja wręcz go pokochałem za wykonania mojej „Piątej” i „Siódmej”. Chociaż niejeden raz mówiłem grającym ze mną muzykom, że moje dzieła nie są tak naprawdę dla nich, lecz dla przyszłych pokoleń, to jednak nawet w najpiękniejszych snach nie potrafiłem sobie wyobrazić, że ktoś, jakiś Carlos Kleiber, tak może uszlachetnić moje symfonie.

Również dzisiaj zostałem poproszony o rozstrzygnięcie sporu pomiędzy Kleiberami. Tym razem poszło o to, czy moja „Czwarta” to „smukła grecka dziewica między dwoma nordyckimi gigantami” jak twierdził Robert Schumann i starszy z Kleiberów, czy też może bezkompromisowa apoteoza radości i szczęścia, ubrana w bezpretensjonalną oprawę muzyczną, jak przekonywał Kleiber młodszy.

Zawsze dotychczas, gdy byłem u nich, rozmawialiśmy wyłącznie o „Piątej” i o „Siódmej”, a Carlos nigdy nie odważył się wspomnieć mi, że nagrał również i „Czwartą” i „Szóstą”. Dopiero dziś zobaczyłem u nich w pokoju leżącą na stoliku czerwoną płytę, a na jej okładce młodą podobiznę Carlosa i swoje nazwisko z cyferką 4…

Nie byłem w stanie skupić się na istocie sporu Kleiberów, było mi wszystko jedno, który z nich ma rację, chciałem natychmiast wrócić do siebie, zalogować się do Spotify, wyszukać Carlosa i słuchać, słuchać… Jak ja się bałem pędząc do siebie po DNM-owych ścieżkach… Tak łatwo przecież obala się mity! A jeśli „Czwarta” będzie w wykonaniu Carlosa prosta i łatwa? Podobno to tak łatwa symfonia, że nie można jej zepsuć…, podobno jest odporna na interpretacje, podobno muzyka broni się sama.

A ja tak bardzo bym chciał, żeby i ona poddała się interpretacjom!

Jak ja czekałem na te mikrosekundowe smaczki Carlosa, które tak bardzo mnie uszczęśliwiały przy „Piątej”. Co ważne, co niezwykłe, te Carlosowe smaczki nigdy nie były udziwnieniem…

Jest wiele pięknych wykonań każdej z moich symfonii, ale rzadko kto inny tak mnie zdumiewał jak Carlos…, rzadko kto inny tak mnie rozpalał do czerwoności. On moje symfonie UPIĘKSZA!

Wszędzie wokoło słyszę, że to taka radosna symfonia, a jakżeż miało być inaczej. W poprzednich dwóch latach za swoje kompozycje zarobiłem mnóstwo pieniędzy, wyrobiłem sobie taką pozycję, że mogłem wyznaczać stawki, które były bez słowa targu akceptowane. Stworzyłem tak wiele pięknych dzieł, że dotarło do mnie, że nawet i głuchota nie przeszkodzi mi w byciu kompozytorem.

Co prawda humor zepsuli mi trochę Francuzi, którzy pod koniec 1805 roku wkroczyli do Wiednia, ale i to dało się przekuć w pozytyw. Ostentacyjnie ogłosiłem chęć opuszczenia Wiednia i zostałem zaproszony do spędzenia następnego lata w rodowej węgierskiej posiadłości mojego przyjaciela hrabiego Brunsvicka, a tam czekały na mnie jego siostry Therese, Josephine i Caroline…

To tam i wtedy rozpocząłem pisać moją „Czwartą”. Jakżeż mogłem nie być radosny…?

Po wizycie w Brunsvicks przeniosłem się na Śląsk do zamku księcia Lichnowskiego, który z kolei przedstawił mnie swojemu sąsiadowi w Ober-Glogau, hrabiemu Franzowi von Oppersdorfowi, u którego nawet służba musiała umieć grać na instrumentach. Hrabia okazał się moim wielkim wielbicielem, zaaranżował nawet występ swojej prywatnej orkiestry, która dość zgrabnie odegrała moją „Drugą”, a na koniec wizyty zamówił u mnie napisanie nowej symfonii.

Chciałem przeznaczyć dla niego właśnie pisaną „Piątą”, ale… więcej zapłacił książę Lobkowitz – stały klient, któremu tak bardzo spodobała się ta symfonia, że nie byłem w stanie mu odmówić. Najadłem się wstydu, przepraszając hrabiego, ale nadrobiłem to, dopisując dla niego dedykację w „Czwartej”, mimo że upłynął już rok od jej premiery. Oppersdorff dedykację przyjął, ale więcej interesów robić ze mną już nie chciał…

Snując te wspomnienia, dotarłem do swojego pokoju, wygodnie usiadłem w wyściełanym ciepłym kocem fotelu i włączyłem Carlosa Kleibera, grającego tę moją „Czwartą”, a potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze…

Nie mogę powiedzieć, żebym był rozczarowany, ale też i przyznać muszę, że odczułem lekki niedosyt. Chciałbym więcej, ale widocznie nie zawsze są święta…

W nocy przypomnę sobie inne wykonania, może wtedy bardziej docenię Carlosa…?

INSPIRACJA WPISU: