Przy wejściu do sali odsłuchu stało trzech mężczyzn żywo gestykulujących podczas rozmowy. Wyglądało to prawie na sprzeczkę. Od czasu, gdy przedstawił mi ich ostatnio Machaut wiem kim są ci trzej panowie, ale nie potrafię ich rozróżnić. Któryś z nich to Leonin, a pozostali dwaj to Perotin i Le Chancelier. To jedni z najstarszych mieszkańców DNM-u. Z tego, co usłyszałem nie tylko najstarsi, ale i najbardziej zestresowani…

Każdego roku podczas wizytacji założycielki Domu Nieśmiertelnego Muzyka witają się z Hildegardą, a następnie szybciutko kryją się w swoich pokojach, unikając spotkań i okazji do dyskusji. Z rozmów z Hildegardą wiem, że nie ma ona najmniejszego zamiaru usuwać ich trzech z DNM-u, ale też nie może się powstrzymać, aby ich nie podpuścić i podrażnić…

Tak było i w tym roku. Zaraz po przywitaniu się z nimi uśmiechnęła się zwodniczo i powiedziała:

— No to jak, spakowani…?

Coś musi być na rzeczy, że tak bardzo panicznie nie wyczuwają żartu Hildegardy… Podejrzewam, że chodzi o to, czego wszyscy od dawna mamy pełną świadomość, że nie da się precyzyjnie określić tego, które utwory przez którego z nich zostały napisane… Ba, nie da się nawet precyzyjnie ustalić, czy oni wszyscy trzej w ogóle byli kompozytorami…

Jak się posłucha ich sprzeczek to łatwo dojść do wniosku, że większość dzieł z tamtego czasu to składanki kilku twórców, z nieokreślonym anonimowym autorstwem i częstokroć za twórcę muzyki przyjmuje się dzisiaj tego, który do funkcjonującej onegdaj powszechnie muzyki podokładał konkretne słowa lub wiersze. Tak to bardzo często wyglądało.

W pewnym stopniu można to zrozumieć. Powstające w Europie wielkie ośrodki kulturowe przy budowanych świątyniach przyciągały rzesze tych, którzy przy katedrach chcieli się rozwijać, realizować i często też wzbogacić. Powstawały prężne ośrodki skupione wokół kościołów, klasztorów lub biskupich rezydencji. Tak było w Paryżu wokół budowanej od 1163 roku katedry Notre Dame. Tak samo było w innych ośrodkach Francji (Metz, Limoges, Chartres), ale i w Anglii (Canterbury, Worcester, Winchester, Gloucester, Salisbury), we Włoszech (Montecassino, Benevento) i w Hiszpanii (Santiago de Compostela).

Znamienne było to, że w większości katedr i kościołów jednym z pierwszych budowanych i wykańczanych fragmentów były chóry. Śpiew musiał uświetniać liturgię i co do tego nie było wątpliwości. Kompozytorzy i poeci byli niezbędni i ściągali do klasztorów i kościołów po sławę i bogactwo, a niektórzy zwyczajnie dla chwały Bożej.

Dziś większość ówczesnych twórców pozostaje anonimowa i często widzimy i słyszymy efekty ich zbiorowej pracy i zbiorowego wysiłku zmierzającego do stworzenia polifonii. Wielogłosowość stała się zbiorczym marzeniem całych ośrodków. Również w kwestii zapisu muzyki powolutku i systematycznie przybliżaliśmy się do osiągnięć starożytnych Greków…

Trzej panowie w DNM-ie mieli pełną świadomość, że dokładniejsza analiza ich twórczości mogłaby się zakończyć relokacją. Leonin, Perotin i Le Chancelier bardzo zdecydowanie próbowali tego uniknąć. Nikt z nas nie ma jednak wobec nich żadnych złych zamiarów. W pełni świadomie traktujemy ich jako przedstawicieli tych setek muzyków i poetów tworzących na potrzeby liturgii kościelnych, a czasami, gdy przestają się ze sobą sprzeczać, dają koncerty wspaniałej muzyki, z której każdy z nas może się nauczyć jak przy skromnych środkach, z jednym, dwoma, z czasem też i z czterema głosami, z prostymi instrumentami lub całkowicie bez nich stworzyć można było iluzję muzycznej wielowarstwowej głębi i jeszcze upiększyć tę iluzję chwytliwą melodią…

INSPIRACJA WPISU: