Zapowiada się ekscytujący wieczór.
W odzewie na moją prośbę jeden z młodszych Skandynawów zaproponował mi wysłuchanie Kaleviego Aho.
Nic o nim nie wiedziałem i szczerze powiedziawszy, nadal niewiele wiem poza tym, że to Fin, uczeń Rautavarry, wielbiciel Szostakowicza. Niezłe rekomendacje…
Zaintrygowało mnie to, że wskazano mi koncert na… puzon. Nie znam żadnego koncertu na ten instrument i chyba nie odważyłbym się nawet pomyśleć o skomponowaniu „Puzonowego”. Już po tym widzę, że rzeczywiście przyszło nowe…
Gdy zobaczyłem okładkę płyty, uzmysłowiłem sobie, że już ją gdzieś i kiedyś widziałem. Być może na półce u Kotków…, nie jestem pewien…
Włączyłem płytę i… Ahoj przygodo!
Wytrzeszczałem oczy i uszy, regulowałem Phonaka, ale… nie wyłączyłem…!
Najpierw intrygujący brzmieniowo koncert na puzon z 2010 roku, a później troszkę mniej mnie ciekawiący, o rok młodszy, koncert na trąbkę.
Naprawdę dało się słuchać…! Wytrzymałem…! Uff…
To może w takim razie jeszcze… koncert na instrumenty perkusyjne…
O rety…! Co za odlot… To tak można…?
Nowe może być piękne! Nowe jest piękne!
